Ilekroć chcemy coś ważnego załatwić, ilekroć pragniemy uzyskać informację w celu rozwiązania trapiącego nas problemu, lub zwyczajnie wypełniamy swoje „administracyjne” obowiązki względem jakichś instytucji jako podatnik albo korzystamy z przyznanych nam praw jako obywatel, a także z klauzuli podpisanych przez nas umów jako konsument - niejednokrotnie napotykamy wiele problemów… Zazwyczaj są to urzędnicy, którzy bezlitośnie próbują nam wcisnąć historie na temat „przyczyn niezależnych”, w wyniku których nasza sprawa - dajmy na to wniosek do rozpatrzenia - toczy się po ślimaczemu i co więcej, nikt nie ma zamiaru czegoś z tym zrobić.
Dlaczego urzędnicy nas zbywają?
Recytują nam regułkę, kamuflując swoje błędy, nieodpowiedzialność, brak kompetencji, niewiedzę, niedokładność, roztrzepanie i lekceważenie klienta. Miły, a wręcz śpiewający ton wypowiadający „rymowankę” z uśmiechem na końcu jak amen w pacierzu, aż kipi z zakłamania. Człowiek ma ochotę chwycić cokolwiek z biurka urzędnika, choćby drukarkę i cisnąć nią w twarz obłudnikowi, który udaje, że wynikłe problemy nie są z jego winy, ani urzędu jako instytucji. Przyczyny zaistniałych komplikacji, są po prostu…NIEZALEŻNE…
Co to właściwie znaczy?
Jeśli urząd czegoś zapomni, coś zrobi źle, zwleka z czymś, przekroczy terminy, bądź coś zgubi… przyczyny tego ZAWSZE są niezależne. Jakby tak o tym pomyśleć, to zamiast regułki: „ przepraszamy, ale z przyczyn od nas niezależnych pańska sprawa nie została jeszcze rozpatrzona”, mogą od razu powiedzieć: „ przepraszamy, ale nasza sala obrad samoistnie i całkowicie niezależnie od nas wysadziła się w powietrze, w wyniku czego pańska sprawa nie mogła być rozpatrzona na posiedzeniu, gdyż się ono nie odbyło, bo jak już pan się domyśla nie miało gdzie się odbyć”.
A tak naprawdę dość trudno jest o „przyczynę niezależną”. Co takiego musiałoby się stać aby było to niezależne od urzędu? Na przykład nieczynna przez tydzień poczta (również z przyczyn niezależnych), która była powodem niewysłania pisma przez urząd. Lub pożar w biurze, który unicestwia dokumenty albo śmierć dyrektora, jego zastępcy i trzech asystentów, co skutkuje tym, że nikt nic nie wie o nas i naszej sprawie. Jeśli jakiś urzędnik będzie nas próbował ułaskawić, mówiąc nam jak dużo mają wniosków, próśb i w ogóle toną w papierach, to nie miejmy litości. Obowiązkiem urzędu jest zatrudnić tylu kompetentnych pracowników, aby każda sprawa była załatwiona w terminie podanym ustawowo i aby nie było zastoju.
„Ale co właściwie się stało?”
Po wysłuchaniu regułki, objaśniającej jak to urząd nic zrobić nie może, bo te „przyczyny niezależne” wszystko komplikują… ci bardziej odważni i zawzięci, zadają pytanie: „ale co się właściwie stało?”. To zgroza dla urzędnika, bo nie wolno mu zdradzać, że teczkę z dokumentami np. po prostu ktoś zgubił, a odpowiedzieć wypada. Często słyszymy więc:
„Niestety nie udzielono mi dokładnych informacji na ten temat, gdyż mam tylko zawiadomienie odgórne o przesunięciu terminu dotyczącego…”. Regułka za regułką, to taktyki kamuflowania błędów urzędowych. Pracownicy faszerują nas opowieściami o przyczynach i skutkach rodem z filozofii, abyśmy uwierzyli w niewinność i dokładność systemu administracyjnego i nie złożyli żadnej skargi, którą w rzeczywistości moglibyśmy złożyć, a nawet powinniśmy - mamy prawo do tego.
Jednak większość z nas nie jest kłótliwa w urzędach – mamy więcej kultury i godności, niż biurokracja. Dlatego, nie chcąc wywoływać szumu wokół siebie, ani wzbudzać niemiłych spojrzeń urzędników, wysłuchujemy regułek – swoje myśląc - i wychodzimy z urzędu, lub odkładamy telefon – łudząc się, że może to coś pomogło. Może te hieny urzędowe będą raz miłe i zlitują się nad człowiekiem. Czekamy. Czasem nawet jeszcze raz interweniujemy, przeżywając déjà vu. Końcem końców, urząd i tak zrobi swoje.
Jaki morał z tego? Chyba tylko taki, który ćwiekiem do głowy nam wbija, abyśmy kulturę i uprzejmość okazywali wszędzie, byle nie w urzędzie.
Karolina Kwiatkowska
Przykre Pani Karolino, że ma Pani takie doświadczenia z urzędami i wrzuca Pani wszystkich do jednego worka. Ze swojego punktu widzenia, biorąc z Pani przykład mogę powiedzieć, że człowiek, który przychodzi do urzędu co do zasady przychodzi tam, bo chce coś załatwić zgodnie z obowiązującym prawem, jakie by ono nie było. Proszę mi wierzyć, że pracownicy urzędów zdają sobie sprawę z absurdalności polskiego prawa ale ich praca polega na prowadzeniu spraw zgodnie z ich zapisami. Dziwi zatem postawa osoby, która z jednej strony chce aby jego sprawa była załatwiona jak należy, zgodnie z przepisami, a z drugiej, gdy okazuje się, że czegoś mu brakuje, musi coś skompletować, albo oczekuje od nas czegoś na co nie zezwalają przepisy, reaguje agresją, niezadowoleniem i niecenzuralnym słownictwem zarzucając nam biurokrację i stwarzanie problemów tam gdzie ich nie ma. Wrzucając więc wszystkich klientów do jednego worka - jesteście roszczeniowymi hipokrytami.
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...