Z pamiętnika Matki Polki

Są takie dni, że żałuję. Żałuję tego, że jestem Kobietą i Matką. Przecież gdybym była facetem, nie poznałabym swojego „ślubnego” i nie miałabym z nim dzieci. A tak…bywają dni, że chciałabym uciec na koniec świata. Najlepiej z torbą pełną pieniędzy i w nowym samochodzie, bo mój nieszczęśnik mógłby już pod blokiem zastrajkować i nici byłyby z mojej wyprawy.

Takie dni zaczynają się już od bladego świtu, kiedy to moja czteroletnia córka budzi mnie z figlarnym uśmiechem na twarzy i szatańskim błyskiem w oczach. Nachyla się wtedy nade mną i nie zważając, że jest dopiero piąta, szepcze:

- Mamo, mamusiu. Chodź szukać sukienki. Zaraz idziemy do dzieci.

Na nic zdają się moje argumenty, że jeszcze noc i możemy godzinkę pospać. Ona przecież musi szukać sukienki. Najlepiej tej różowej, z cekinowymi kwiatami i z wielką kokardą. Kiedy ledwie żywa wstaję, ona zaczyna modowe szaleństwa. To nic, że za oknem śnieg, deszcz czy wiatr. Ona musi wyglądać tak samo pięknie jak Maja, Ala, Zosia czy Misia. Otwieramy szafę, a ja przypominam sobie, że jej ukochana sukienka skończyła swój różowo-cekinowy żywot kilka dni temu, gdy w pośpiechu ją prasowałam. Jednak nie tracę nadziei na „modowy happy end” i przekonuję ją, że czerwona sukienka z myszką Miki jest teraz na topie.

Po wyborze garderoby, do akcji wkracza mój starszy syn, który podczas śniadania doznaje olśnienia i oświadcza z tryumfalnym uśmiechem na twarzy:

- O kurczaki. Na dzisiaj miałem opisać moją mamę! Mamusiu, jesteś taka kochana, cierpliwa, spokojna. Może szybciutko coś napiszemy.

Patrzę na niego i w duchu wyznaję: O mój losie! Losie matki! Jak dobrze, że mój syn nie potrafi czytać w matczynych myślach. Inaczej jego słownik „brzydkich i zakazanych słów” wzbogaciłby się o kilka nowych zwrotów. Rada czy nie rada, biorę się za pomoc mojemu pierworodnemu. Z kubkiem kawy w dłoni, nad deską do prasowania tworzymy opis mamy. Ostoi spokoju, miłości, anielskiej cierpliwości. Gdy szkolne wypracowanie jest gotowe, ja mogę migusiem wykonać symboliczny make-up….Jednak zgodnie z porzekadłem „Nie chwalcie dnia przed zachodem słońca”, także i ja doznaję rozczarowania. Po chwili z pokoju córki dochodzi mnie płacz, szloch i lament. Ostatni raz moja córka takimi odgłosami obwieściła naszej rodzinie i wszystkim sąsiadom, że jej ukochany chomik Szaruś zakończył swoją ziemską egzystencję. Nauczona doświadczeniem trafnie przeczuwałam, że stało się coś złego, oj bardzo złego. Po kilku minutach ujrzałam córkę, która swoją sukienkę pobrudziła moją ulubioną, czerwoną pomadką. Zostało nam kilkanaście minut. Syn cicho szykuje się w pokoju, my szukamy awaryjnych legginsów i tuniki. Wkładamy buty, kurtki, jesteśmy prawie gotowe. Nagle z pokoju wynurza się moja starsza pociecha. Patrzy na mnie i wyznaje:

- Mamo, mamy dziś basen. Zgubiłem kąpielówki.

Wszystkimi komórkami swojego ciała czuję, że eksplozja moich nie do końca pozytywnych emocji zbliża się nieuchronnie.

- Jak zgubiłeś kąpielówki, to weź jeden z moich strojów kąpielowych. Leżą w drugiej szufladzie. Wybierz ten, który ci się bardziej podoba. Ten w kwiaty, dwuczęściowy, podkreśli twoją zgrabną figurę- syczę przez zaciśnięte zęby.

Syn z przerażeniem w oczach leci do swojej szafki i zaczyna kolejne poszukiwania zgubionej części garderoby. Po szybkim „Cześć i moc buziaków”, razem z córką wychodzimy. Jesteśmy na schodach. Spoglądam na zegarek. Zostało nam niewiele czasu, ale wierzę, że zdążymy. Na parkingu zaczyna się poszukiwanie kluczyka do samochodu. O matko i córko! Mam kalendarz, portfel, laurkę, paragony, telefon, 2 szpulki nici i 3 igły, kosmetyczkę, książkę, nawet ulubioną, czerwona pomadkę, którą kilkadziesiąt minut wcześniej uratowałam przed całkowitym unicestwieniem. Kluczyka jak nie było, tak nie ma. Robi się niewesoło…

- Mamusiu, zobacz, co znalazłam w kieszonce. Mam czekoladowego cuksa, chusteczkę …O i jeszcze kluczyk od samochodu- radośnie woła córka.

W tej chwili nie wiem, czego najbardziej potrzebuję. Chusteczki, by otrzeć łzy złości, cukierka, by osłodzić swój matczyny poranek, a może jednak kluczy? Wybieram jednak te ostatnie, bo przecież jakoś to poranne szaleństwo trzeba sfinalizować. Po chwili jedziemy. Spokojnie, opanowanie. Nagle…

- Mamooo, jak ten bałwan wolno jedzie! Spóźnię się i Maja, Ala, Zosia, Misia będą pierwsze - woła zniecierpliwiona córka.

- Kochanie, nie mówimy na innych bałwan. To nieładnie - mówię pewnym tonem, mimo że i mnie wspomniany przez córkę bałwan zaczyna wyprowadzać z równowagi.

Postanawiam jednak zapomnieć o wszystkich porannych atrakcjach i uwierzyć, że mimo wszystko to będzie piękny dzień. Nie myślę już o kąpielówkach syna, które najpewniej tkwią w czeluściach jego szafki, pomiędzy galowym strojem a koszulką FC Barcelony. Nie myślę też o tym, czy …Czy wyłączyłam żelazko? Nie, na pewno wyłączyłam. Przecież zawsze wyłączam! Czasem zapomnę o świetle w łazience, ale o żelazku nigdy. No dobra, prawie nigdy. Kiedy w mojej głowie rodzi się wizja pożaru, kilku wozów strażackich z mężnymi, odważnymi i, co najważniejsze, przystojnymi panami, którzy ratują mój dobytek, słyszę:

-Mamo, czy ty byłaś dzisiaj w łazience. Chyba nie! Nie poczesałaś włosów. Wyglądasz jak ta Baba Jaga z bajki, którą czytała nam pani Ania w przedszkolu- stwierdza córka.

Nic nowego, myślę. Brakuje mi do szczęścia tylko miotły. I jeszcze tej świadomości, że jednak wyłączyłam te przeklęte żelazko. Mimo wszystko docieram szczęśliwie do pracy. Cudownym trafem nawet parkuję blisko budynku. Jeszcze kilkanaście metrów i odetchnę po porannych szaleństwach. Mimo że do rozpoczęcia pracy zostały dwie minuty, wykonuję ekspresowy telefon do syna, żeby jednak sprawdził, czy żelazko wyłączone. Inaczej w pracy nie usiedzę spokojnie ani minuty. Po kilkuzdaniowej rozmowie z synem, który jednak znalazł kąpielówki, a mój strój pożyczy może innym razem, mogę spokojnie oddać się swoim obowiązkom zawodowym. Biegnę po schodach, biorę klucz. Szybkimi krokami pokonuję korytarz. Kilka minut później zaczyna się dzień jak co dzień. Uśmiecham się i otwieram salę…lekcyjną. Trzydziestoosobowa gromadka moich uczniów jak zwykle stoi grzecznie. Wchodzimy do sali. Spoglądam na uśmiechnięte twarze dzieci.

- Witajcie kochani. Jak wam minął poranek?- mówię do uczniów i przypominam sobie poranne przygody z moim rozbrykanym, energicznym duetem.

Jak dobrze, że chodzą do przedszkola i szkoły, myślę i otwieram dziennik, by sprawdzić obecność.

Antośka

Komentarze
Jeśli jesteś człowiekiem to przesuń suwak w prawo
  PRODUKT TYGODNIA  
produkt tygodnia
  PORADY  
Kwasy w pielęgnacji zimowej - które wybrać i jak ...

Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...

Pogotowie kosmetyczne - regeneracja skóry zimą

Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...

Wyjątkowe zestawy prezentowe na każdą kieszeń - podaruj ...

Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...

  POPULARNE  
"50 twarzy Greya" - film: kto zagra główne role?
10 najmodniejszych stylizacji męskiego zarostu na 2016 rok
Nowe oblicze Greya - Recenzja
10 najdroższych perfum świata