Anna Dziadzio: Kraj wyniszczony wojną, miliony rodzin żyjących w biedzie. Głód. Taki obraz widzimy na początku Dwudziestolecia od kuchni. Skąd więc pomysł, aby właśnie ten czas uczynić bohaterem "kulinarnej historii"?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: Inspiracją stała się moja pierwsza książka „Okupacja od kuchni”. Nasze babcie i prababcie w czasie wojny w ekspresowym tempie dostosowały się do fatalnych warunków. Kiedy pisałam o tym, jak radziły sobie z głodem i niedoborem zrozumiałam, że to nie było dla nich nic nowego. Przez dwadzieścia lat niepodległości Polska była krajem biednym, gdzie całe rzesze ludności głodowały. Gdyby nie kreatywność i determinacja kobiet, wiele rodzin nie miałoby szansy na przeżycie.
Czyli "kobieta XXI wieku": zaradna, pracująca na kilka etatów, niezależna, wykonująca istny multitasking to mit? Nasze babcie były pierwsze?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: Przede wszystkim stereotyp matki-Polki, która ogarnia dwa etaty (w domu i pracy), dba o dzieci i prasuje mężowi spodnie w kant, w jaki wielu chciałoby wpasować współczesne kobiety nie jest nowym wynalazkiem. Dokładnie tego oczekiwało przedwojenne społeczeństwo. Jeśli kobieta pracowała, to nie mogła liczyć na taryfę ulgową. Bez względu na to, jakie pełniła stanowisko, czy jaki zawód wykonywała po przekroczeniu progu domu w sekundę na powrót była żoną i matką. Lekarka siekała w pośpiechu kotlety, pani inspektor cerowała skarpetki, a nauczycielka rozpalała w piecu. Jakie miały wyjście?
Czy porady, domowe i kulinarne tricki, które można znaleźć w Pani książce wypróbowała Pani rzeczywiście? Czy są tak "niezawodne" jak mówi tytuł jednego z rozdziałów Dwudziestolecia od kuchni?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: Zostałam ostatnio zapytana, czy porady, jakie umieściłam w książce znalazły się tam na zasadzie pokazania kuriozów, w jakie wierzono przed wojną. Moja odpowiedź brzmi – w żadnym wypadku! Starannie dobrałam je tak, by mogły się przydać we współczesnym domu. Choćby przepis na prostą „jarzynkę” do dosmaczania potraw, którą można stosować zamiast sztucznych kostek bulionowych, czy sposób na oczyszczenie płyt winylowych z kurzu. Ich słuchanie zrobiło się znowu modne. Zresztą, sama sprawiłam sobie jakiś czas temu gramofon i zauważyłam że płyty przeokrutnie zbierają kurz, a ja wolę Sinatrę bez zbędnej nutki szarych kłaczków zgarniętych przez igłę.
To już druga Pani książka o kulinariach. Czyżby sama była Pani jedną z perfekcyjnych Pań domu eksperymentujących w kuchni?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: Myślę, że ktoś taki jak perfekcyjna pani domu nie istnieje. W moim domu zamiast niej krząta się osoba, która bardzo lubi karmić ludzi. Z przyjemnością przyjmuję w domu gości, a gdy chcę zaszaleć, zaskoczyć ich, czy zrobić wrażenie, inspiracji szukam w przedwojennych książkach kucharskich, które dotąd mnie nie zawiodły.
Kim była i kim jest dziś "dobra gospodyni"? Można odnieść wrażenie, że cechy, którymi powinny się charakteryzować wcale tak bardzo się nie różnią. Jak wcześniej handlarze oszukiwali, tak dziś robią to wielkie koncerny żywnościowe. Pisze Pani jak radziły sobie z tym nasze prababcie, a jak możemy poradzić sobie z tym dziś?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: Mąż śmieje się czasem, że gdy wybieram się na zakupy spożywcze to potrafię zniknąć w markecie na parę godzin, albo w celu załatwienia sprawunków objeżdżam dwa targi, sprawdzony mięsny i eko spożywczak. Myślę, że dziś bycie „dobrą gospodynią” polega przede wszystkim na uważności. Aby zachować zdrową dietę musimy stale przyglądać się temu, co ląduje w naszych lodówkach. Konieczne jest dokładne przeglądanie składów. Na przykład latem kupując mięso na grilla mamy tendencje do chodzenia na skróty i sięgania po gotowe zamarynowane mięso. Gdy przyglądam się czasem temu, co do niego dodano, mam czasem wrażenie, że po zjedzeniu takiej karkówki, czy boczku, zaczęłabym świecić w ciemnościach. Przy minimalnym wysiłku z łatwością możemy przygotować własne mięso, które będzie nie tylko smaczniejsze, ale też o niebo zdrowsze. Z drugiej strony absolutnie nie potępiam kobiet, które nie mają nawet czasu podrapać się po nosie i sięgają po przetworzoną żywność. Gdy mamy do wyboru złapać byle co w biegu, jakąś drożdżówkę, czy zupkę chińską, albo sięgnąć po zupę-krem z warzyw w plastikowym pudełeczku, czy mrożonkę, którą wystarczy wrzucić na patelnię, to są one zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. W końcu liczy się też to aby jeść regularnie, a spożycie przynajmniej jednego ciepłego posiłku w ciągu zabieganego dnia zdecydowanie dobrze robi na nastawienie. Doskonałe panie domu nie istnieją. Nawet te kobiety, które próbują za takie uchodzić, popełniają większe i mniejsze grzeszki.
Czy można powiedzieć, że kobiety tak naprawdę zapewniły Polsce przetrwanie? Czy tak jest nadal?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: Gdyby nie poświęcenie Polek kraj nie odzyskałby niepodległości, a później nie przetrwałby wszystkich kryzysów okresu międzywojnia. Najpierw panie wspierały działalność patriotyczną, później, gdy mężczyźni poszli na front, wypełniły lukę po nich jednocześnie nie porzucając swoich dotychczasowych obowiązków. Wreszcie każdego dnia dbały o to, by na stole znalazł się ciepły obiad.
Dwudziestolecie od kuchni ma jedyny w swoim rodzaju smak: kobiecy smak. Czy można też powiedzieć, że feministyczny?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: A czy to jakaś różnica? Dla mnie nie.
Jakie smaki najbardziej zapamiętała Pani z dzieciństwa? I czy Pani prababcia do dziś pozostaje dla Pani kulinarnym guru?
Aleksandra Zaprutko-Janicka: Moja wspaniała Babcia w grudniu skończy 96 lat. W tej chwili coraz bardziej pochyla się ku ziemi, a nogi zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa. Kiedy jeszcze była sprawna znikała na wiele godzin w lesie, gdzie zbierała jego skarby. Nie istnieje na świecie wspanialsza ambrozja niż dżem z leśnych jagód, którym Babcia smarowała mi kanapki. Od wielu lat już go nie robi, bo brakuje jej sił. Dla mnie jednak śniadanie w jej domu kojarzy się właśnie z tym smakiem i herbatą pitą z białego kubka z niebieskim holenderskim wiatrakiem. Dziadek odszedł kiedy byłam bardzo mała, jednak do tej pory miętowe karmelki kojarzą mi się właśnie z nim. Paczka leżała na samej górze kuchennego kredensu, z dala od małych łakomych rączek. Niestety dorastałam z dala od dziadków więc nie miałam możliwości obserwowania ich kulinarnej codzienności. Z tego powodu w sprawach kulinarnych Babcia nie jest dla mnie guru. Tym nie mniej jeśli chodzi o bycie po prostu człowiekiem, to zdecydowanie to, czy moje zachowanie spodobałoby się Babci jest dla mnie moralnym kompasem. W końcu to najlepsza osoba, jaką znam.
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...