Woda dla słoni, Recenzja

Jacob Jankowski (Robert Pattinson) jest dobrze zapowiadającym się studentem weterynarii. Ma powodzenie, przed nim świetlana przyszłość. Aż tu wydarza się rzecz tragiczna i zostaje właściwie bez niczego. Kiedy podczas nocnej wędrówki z walizką w ręku wskakuje do pociągu, jeszcze nie wie, że właśnie przekroczył próg nowego życia. Cyrkowego życia. Za arenowymi kulisami poznaje Marlenę (Reese Witherspoon) i jej męża - Augusta (Christoph Waltz), dyrektora cyrku. Jacob dobrze się szefowi sprzedaje i już wkrótce bierze udział w przygotowaniach nowego numeru i spijaniu śmietanki z jego sukcesu. Ale czy młodemu chłopakowi wystarczy sława, gdy obok widzi piękną, szukającą wybawienia od męża-tyrana cyrkówkę?

Nie wiem jak to się stało, ale naprawdę nie miałam pojęcia o polskich akcentach w "Wodzie dla słoni". Początkowo myślałam, że to tylko taki punkt zaczepienia: rodzice-Polacy, główny bohater ma polskie korzenie - fajnie. Gdy z ust Pattinsona wymyka się z trudem coś na kształt: "Ńe mam ćasu" prawie pękam ze śmiechu, sądząc, że na tym udział Polski w filmie się kończy. A wcale tak nie jest. I to naprawdę miłe. Rany, jak niewiele człowiekowi trzeba - pogłaskać po narodowym łebku, połechtać patriotyzm - i już film ląduje piętro wyżej.

Cyrk, niestety, pokazany jest z tej najgorszej strony: katowanie zwierząt, dążenie do sukcesu po trupach (dosłownie), wędrowne życie, pociąg za dom i cyrkowcy za rodzinę. Dużo fajnych zwierząt, urocza słonica Rosie, zabawy, hulanki, swawole. To z jednej strony. A z drugiej brud, nędza, wyzysk. Nic nowego, nic fajnego.

O Reese była już mowa. O Pattinsonie krótko: nie było najgorzej. O Waltzie może trochę więcej. Trzeba mu przyznać, że w rolach skur****** jest genialny. Istny majstersztyk. I jasne, pewnie dlatego grywa zwykle czarne charaktery. Czy nie otrzymuje propozycji innych ról, czy po prostu je odrzuca - nie wiem (ale z przyjemnością zobaczyłabym go w roli nawet komediowej). Problem w tym, że - choć jako tyran był genialny - rzeczywiście jako August Rosenbluth jest niemal identyczny jak Hans Landa z "Bękartów wojny". Ta sama mimika, te same skurcze mięśni twarzy, błyski w oku, złowrogie spojrzenia, gesty, tembr głosu, ironia w nim, śmiech, tak samo zimny, bezwzględny, pozbawiony skrupułów i skrzywiony moralnie, choć w rzeczywistości tchórzliwe i złamane emocjonalnie biedaczysko.

Cóż tu dużo gadać. Przyjemny film. choć, przyznam szczerze, wątek melodramatyczny (a dzieje trudnej miłości być muszą, bo inaczej film by się nie sprzedał) nudny i przewidywalny; właściwie mogłoby go nie być - to właśnie w scenie bijatyki o Marlenę zaczęło się robić mniej ciekawie. Zakończenie przesłodzone bardzo, dobrze więc, że była ta klamra i zamiast rozkosznego obrazka sielanki, możemy spojrzeć w stęsknione, ale dobrze przeżyte oczy dziadunia-narratora.

Czy polecam?

Tak, bo to przyjemny, choć nieco ckliwy, film.


Aneta Starosta

Komentarze
Jeśli jesteś człowiekiem to przesuń suwak w prawo
  PRODUKT TYGODNIA  
produkt tygodnia
  PORADY  
Kwasy w pielęgnacji zimowej - które wybrać i jak ...

Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...

Pogotowie kosmetyczne - regeneracja skóry zimą

Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...

Wyjątkowe zestawy prezentowe na każdą kieszeń - podaruj ...

Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...

  POPULARNE  
"50 twarzy Greya" - film: kto zagra główne role?
10 najmodniejszych stylizacji męskiego zarostu na 2016 rok
Nowe oblicze Greya - Recenzja
10 najdroższych perfum świata