Moja prowincja
Moja prowincjo, kraino snów, wzniosłych i upadłych marzeń,
Szukam u ciebie ja czasem cudu, akceptacji, piękna i niezapomnianych wrażeń.
Zza okna jednak widzę ludzi smutnych, snujących się gdzieś po chodnikach,
Smętnie i tajemniczo uciekających wzrokiem, od trudnych, niewygodnych pytań.
Czasem to pijak, który przegląda się w butelce taniego alkoholu,
Czasem to młoda dziewczyna, dokonująca ze słuchawkami na uszach życiowego wyboru, Czasem to tylko złudzenia, że można
egzystować inaczej,
Lecz ja pozostaje im wierny do końca z nadzieją, że jest jeszcze o co walczyć.
Nie raz uciec chciałem, jak najdalej od ciebie, pani na R…
Nie raz chciałem, by ktoś inny przejął mój ster.
Mimo wszystko, trzyma mnie w tobie coś niespotykanego.
Może to zachwyt nad prostotą form, może chęć znalezienia winnego,
Za cały ten zamęt, który na ziemi twej wprowadzony, pozwala obcemu twą wartość wycenić.
Niech lepiej unika on mojej osoby, bo prawdy o mej pani nie pozwolę zmienić.
Ostatni hipis
Dźwięki gitary, co łagodzą ból, ognisko, co gaśnie w oddali,
Prawda, której nie wyśpiewa nikt, bośmy wciąż na nią za mali.
Tak niewiele do nas dociera, skowyt pustych obietnic,
Tanie newsy, oszczerstwa, plotki z pradawnych ciemni.
A tam fotografie czekają, aż ktoś je wywoła.
Pustka, strach, niepewność, próżność dookoła.
Boimy się tego, nie chcemy wiedzieć, ile nasze dusze są warte,
bo kalać to może pozornie czyste sumienie, grzechom obojętne, na wpół przetarte.
Na powietrzu pole, wypalony w jego środku krąg,
Zwiastun nieznanego, trudnej przyszłości.
Jedynie on, ostatni hipis, wciąż tam siedzi i nie boi się starej pieśni o miłości.
List do Przyjaciela
Szukam pokuty, mój Przyjacielu,
Szukam, choć podobnych Tobie chciało być wielu.
Czasem wątpię w Twe intencje, słabość moja wygrywa,
Gdzieś jednak na dnie serca, codziennością przykryta prawda bezpiecznie dogorywa.
I cóż ja mam począć, gdy wokół fałszem podszyte desery mi serwują,
I gdy poić się każą winem uprzedzeń, samych siebie trując.
Ci, których dusze świętsze są od najbliższych sercu Twemu,
A usta pełne pychy, pogardy, niechęci ku drugiemu.
Kim ja jestem mimo wszystko, by mych braci oceniać,
Odsądzać od czci i wiary, bieg zdarzeń na swą korzyść zmieniać.
Lecz Ty w darze pokorę mi zsyłasz, bo upadłych się nie lękasz,
Pomagasz zwyciężać najgorsze, nie zostawiasz słabego, nie uciekasz.
Nie szukam Cię już w purpurowych szatach, bogatych wnętrzach, ornamentyce,
Wiem wszak, żeś w ludziach, naturze, ulicach i słońcu, choć nie zawsze zrozumiały w swej niebiańskiej dialektyce.
Imion masz tak wiele, ja znam Cię tylko pod jednym,
Wierzę, że jest prawdziwe, dalekie od mentalnej biedy.
Twój cień
Lubię patrzeć, gdy przemykasz obok, jakbyś poszukiwała schronienia przed słońcem.
Lekkość, gracja, z jaką się poruszasz, łączysz początek z końcem.
Delikatnie odchylasz włosy, ukazujesz uśmiech nieśmiały w otoczeniu uroczych piegów.
Mówisz coś, niby szeptem, pozostając w ciągłym biegu.
Zbywasz mnie westchnieniem, choć w głębi serca pragniesz, bym zamknął cię w ramionach,
Dając przytulne schronienie, nie pozwolił naszej miłości skonać.
Jaka to jednak miłość, gdy znów nic nie mówisz,
Milczysz, do domysłów prowokujesz, we własnych namiętnościach się gubisz.
A ja tylko pragnę znaleźć w tobie mój dom,
Utul mnie więc proszę do snu, wyrzucając w niepamięć tego świata zło.
Ciało
Twe ciało jest świątynią, w której pragnę wznosić modły,
Jest też źródłem życiodajnej wody, którą pragnę się poić.
Jego ciepło, wilgoć, smak i zapach bicie mego serce czynią szybszym.
Oddech, pełen pasji i rozkoszy staje się coraz płytszy.
Skóra miękka jak aksamit stanowi schronienie,
Fragmenty grzechu w niej gubię, oczyszczam sumienie.
Naznaczam cię stopniowo, czułe ślady pozostawiam,
Na brzuchu ramionach, łydkach, przyrzeczenia miłości odnawiam.
Zdejmuję z ciebie resztki wstydu, choć raduje się ma dusza,
Gdy rumienisz się tak nieśmiało, powabnie poruszasz,
Chcąc pożądanie ukryć, niewinna ma rusałko,
Bądź mi kroplą namiętności, w ciemności latarką.
Światłem, poranną zorzą, zmysłów królową,
Nieśmiertelnym pragnieniem, dwuznaczności ostoją.
A gdy nowy dzień wstanie, w siebie zapatrzeni,
Znowu się ukochamy, sobą nienasyceni.
Moja samotnia
Na skraju lasu drewniany dom stoi,
Mam w nim pokój, swą samotnię, łóżko, stolik, półki na książki i płyty.
Gdy czasem jest mi smutno, zapalam lampkę, która w bieli i beżu na przemian się mieni,
Uciekam w dal, patrząc w sufit, poszukując śladów naszych cieni.
Kim byłaś, o pani w czerwień odziana?
Czy twój naszyjnik tu leży, czy twoje buty gdzieś na przedpokoju pozostały?
A może to tylko iluzja, moje odwieczne pragnienie,
By samotność ukrócić, pokonać cierpienie.
Może jednak myli się ten, co pisze wiersze ku chwale miłości?
Tyle pytań, odpowiedzi brak, sen zamyka me powieki.
A w nim chodzę po łące, błądząc po śladach niczyich,
Już dawno przyjaciół mych nie ma, zyski i straty sobie policzyli.
A bilans to zero, pustka,
Gdzieś w rzece ręce umyję, uśmiechnę się, bogaty w nicość.
Tak powracam każdego ranka z krainy majaków do tej mojej izdebki,
W której stare kiedyś w nowe się przemieni.
A tymczasem zmówię modlitwę za tych, którzy teraz
mieszkają sobie wygodnie, choć serca z kurzu muszą wycierać.
Pielgrzymka
Udajemy się w podróż daleką, słońce nam przewodnikiem, deszcz małą przeszkodą.
Jedynie czasem burza nie pozwala iść, piorunami nam drogę zagradzając.
Wszyscyśmy różni, choć z tego samego materiału ulepieni,
Przez Tego, który jest, był i będzie.
Różnymi językami mówimy, śpiewany na nuty odmienne,
lecz łączność utrzymujemy poprzez serca kochające.
Ponad podziałami, kolorami, przekonaniami, budujemy mosty, palimy je,
Koniec końców i tak zmierzamy w tę samą stronę.
Światło i miłość, one są nam drogowskazem,
Bo próżno w mroku szukać prawd wszelakich.
Jasność intensywna występki nasze spala,
Jezioro sprawiedliwe oczyszcza to, co złe.
Podążajmy więc bracia i siostry, za odwiecznym pragnieniem życiowej radości,
niechaj spełnią się nasze marzenia i odejdą troski.
Bose stopy
Cudowny to widok, kiedy tak patrzę na ciebie,
Jak leżysz obok mnie odziana tylko w białą kołdrę.
Ona tak dosadnie podkreśla twój ponętny kształt…
Stwórca musiał mieć idealne oko, kiedy cię tworzył,
Cóż za perfekcja! Ta symetria, dobór barw, ich odcieni.
Nie mam słów, by określić, jak piękna dla mnie jesteś!
Nawet, gdy wczoraj spocząłem na twych udach i w twym wnętrzu odnalazłem ciepły i przytulny dom,
Nie byłem świadom twej doskonałości, moja pani.
Dziś, gdy delikatnie gładzę twoją łydkę, na plecach miłych w dotyku się skraplam i pocałunkiem otulam policzek,
Wiem, że spełniło się moje marzenie.
Mam ciebie przy sobie, czuję twój oddech na mojej szyi, w uszach pobrzmiewa mi melodia słodkiego, lekko ochrypniętego głosu, a w powietrzu zapach zmysłowy się unosi.
W mojej głowie wciąż mam obraz twoich powiększonych źrenic, promieniejących rozkoszą i pożądaniem.
Budzę cię teraz muśnięciem warg, robię kawę, miodem chleb smaruję.
Ty wchodzisz do kuchni bosa, choć już nie do końca naga i mówisz, że kochasz…
Nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
Mgła
Wpuść mnie do środka, o pani,
Wpuść, bo niewiele już widzę.
Na zewnątrz mgła, lekki chłód,
Deszcz pokrywać począł suchą ziemię.
Tu u ciebie tak przytulnie, miło,
Chętnie spocznę, napiję się herbaty.
Noc pełna może być przyjemności,
Choć nie w stricte fizycznym wymiarze,
Chcę bowiem lepiej panią poznać, spytać, kiedy pani się uśmiecha?
Czy śpi pani sama, czy kolację mężowi przygotowuje, a może dzieciom do szkoły wyprawkę?
Jak często pani płacze ze wzruszenia, czy rzadko pani narzeka?
Skąd w pani oczach tyle tajemnic, a w domu kolorów?
Czy konwersacją mnie droga moja uraczysz, czy tylko stać w kuchni nieśmiało będziesz?
Próżne twe starania, szanowny panie, wszak jam od dawna zajęta,
Przez własne obowiązki i chęć pozostania nietkniętą.
I cóż tu mogę dodać, by serce jej roztopić,
Winna przecież temu pogoda, a także obyczaje.
Moment
Zatrzymaj się choć na chwilę, popatrz w moją stronę,
Czy nadal widzisz ten rozmyty obraz twarzy, w której niegdyś na próżno szukałaś swojego odbicia?
Czego chcesz jeszcze? Co mógłbym dla ciebie zrobić?
Może kawę z mlekiem, którą tak bardzo lubiłaś? Może uraczę cię dobrym winem, którym tak często delektowaliśmy się na werandzie twojego domu?
Tak bardzo chcę, by zostały mi tylko kontury twojej sylwetki, wszak środek wypełnia już ktoś inny. Uśmiechy też nie oddają dziś tego, z czego w dniach słonecznych budowaliśmy szczęście.
Mówisz mi, że przybyłaś, by zachować ten jeden moment. To chwila, w której wyjmiesz z torebki nowoczesny telefon, by zrobić mi zdjęcie. Gdy wrzucisz je jednak na komputer nie zobaczysz nic, prócz śladów przeszłości, smutku człowieka, któremu ktoś kiedyś wyrwał serce. Czy na pewno tego chcesz?
Zamiast to robić, pozostań w dobrej komitywie ze wspomnieniami. Radość bowiem przychodzi do nas wtedy, gdy nie musimy już dłużej tęsknić za przeszłością.
Elvis Strzelecki
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...