To już moje drugie spotkanie z tą firmą i drugi raz zakończone sukcesem. Ostatnio była odżywka do paznokci, która służy mi do dziś (jaka wydajność!). Tym razem miałam przyjemność testować specjalistyczny podkład pielęgnacyjny. Matujący dla skóry tłustej i mieszanej. Przyznam się, że zaskoczyła mnie, a nawet lekko zaniepokoiła, jego konsystencja. Otóż podkład jest w słoiczku i ma konsystencje gęstego kremu, musu. Odkąd przerzuciłam się z kremów tonujących na podkłady, zawsze wybierałam produkty płynne. Lepiej sobie z nimi radziłam jeśli chodzi o aplikacje i wydawało mi się, że są mniej widoczne (a ja nie potrzebuję bardzo dużego krycia.
Podkład firmy Pease nie dość, że jest bardzo gęsty, to jeszcze w dosyć ciemnym kolorze (wg palety, numer 501-ciemny beż, jest najjaśniejszym odcieniem jaki firma posiada). Nie potrzebnie się jednak obawiałam. Produkt doskonale się rozprowadza i pięknie stapia ze skórą. Nie bez znaczenia jest jego zapach, który przywołuje na myśl paryski szyk (nie rozumiem dlaczego na pudełku pisze, bezwonny?).
Doskonale kryje, a pudrowe wykończenie powoduje, że nawet strefa T jest ujarzmiona na wiele godzin. Mikrogąbeczki matujące, doskonale absorbują nadmiar sebum, więc moje bibułki matujące poszły w odstawkę. Produkt zawiera tlenek tytanu, który zapewnia skuteczną ochronne przed promieniowaniem UVA i UVB. Witamina E i kwas hialuronowy wpływają na odpowiedni poziom nawilżenia, więc nie przesuszają cery w innych partiach.
Mój podkład jest o pojemności 50 ml, ale jest tak wydajny, że mimo iż stosuje go już cały miesiąc, zużyłam może łyżeczkę specyfiku!!! Boję się, że prędzej straci termin ważności niż go zużyje. Swoją drogą nigdzie niestety nie znalazłam daty terminu ważności. Na kolor, jeśli jednak wyda Wam się zbyt ciemny, mam swój patent. Otóż wystarczy odrobina wiśniowej pomadki ochronnej, albo odrobina wiśniowego błyszczyku czy szminki (którą należy tylko delikatnie wklepać !) i już Wasza cera rozjaśni się przynajmniej o jeden ton.
Reasumując: jestem zachwycona i zaskoczona jakością tych kosmetyków za tak niską cenę (testowany podkład kosztuje zaledwie 39,90)! Gdyby nie to, że w moim mieście nie ma produktów Paese, a w miastach ościennych tylko w pojedynczych małych drogeriach, zapełniłabym produktami tej firmy, całą swoja kosmetyczkę! Na szczęście firma ma sklep internetowy i tam można zapatrzyć się we wszystko http://www.sklep.paese.pl/243-podklad-matujacy-xxl.html
Jedna sprawa tylko rzuca się cieniem na kosmetyk. Methyloparaben, który widnieje w składzie. Jest to substancja konserwująca, która uniemożliwia rozwój i przetrwanie mikroorganizmów w czasie przechowywania produktu. Chroni również kosmetyk przed nadkażeniem bakteryjnym, które możemy wprowadzić przy codziennym użytkowaniu produktu, a przecież podkład firmy Pease musimy nabierać palcem.
Najnowsze badania zatwierdzone przez Komisję Europejską wskazują na bezpieczeństwo stosowania tej substancji w kosmetykach. Uniwersytet w Wiedniu wydał nawet oświadczenie, że parabeny praktycznie nie są toksyczne, mutagenne lub karcerogenne. Parabeny, jako środek konserwujący nie są całkowicie bezpieczne (u niektórych ludzi powoduje kontaktowe zapalenie skóry). Jednakże w porównaniu z innymi substancjami konserwującymi stosowanymi w kosmetyce, mniej ryzykowne. Wybór jednak należy do Ciebie. Od siebie tylko dodam, że ja, nie zauważyłam zwiększonej ilości wyprysków na swojej twarzy.
Moja ocena; 4/5 za ten paraben
Monika Koprowska-LudwigKomentarze