Machinacje Michelin

Dawno, dawno temu, od tego czasu minęło już ponad 100 lat, dwóch braci wymyśliło przewodnik kulinarny. Bracia mieli w założeniu dokładny spis miejsc we Francji, w których można byłoby godnie zjeść i przespać się w oczekiwaniu aż miejscowy fachura naprawi naszego kapryśnego Boitela, Motobloca, Otta czy Lacoste & Battmanna. Ci dwaj bracia to Edouard i Andre Michelin, producenci pneumatycznych opon, a ten przewodnik kulinarny to kontrowersyjny przewodnik Michelin.

Przewodnik bardzo szybko przestał być jedynie vademecum dla zmotoryzowanych. Wydawcy dodali system gwiazdek (jedna, dwie lub trzy) i hieroglificzny leksykon , który wskazywał gdzie można konsumować na tarasie, gdzie zabrać psa i gdzie skorzystać z telefonu.

Przewodnik Michelin powoli zamieniał kuchnie w konkurujące ze sobą drużyny, a sam stawał się najbardziej udaną i prestiżową publikacją tego typu na świecie, skazując po drodze na śmierć to czemu idea jego powstania przyświecała. Nie był to jedyny zabójca najlepszego narodowego jedzenia jakie kiedykolwiek zostało stworzone przez człowieka, ale nie będzie hiperbolą stwierdzenie, że Michelin stał się Brutusem francuskiej kuchni.

Kucharze to dziwne stworzenia. Ich zawód to bardziej kwestia powołania niż kariery. Zaczynają młodo, nauka fachu jest bardzo ciężka, godziny długie, płaca na początku wyjątkowo mierna.

Kucharze pracują kiedy inni się bawią. Nie mają prawdziwych przyjaciół. Ich małżeństwa rozpadają się. No i nikt nie zaprasza kucharza na kolację. Przewodnik Michelin jako pierwszy potraktował ich z powagą i należnym szacunkiem.

I się zaczęło, i się piekło otworzyło...

Tak jak dziecko pragnie zwrócić na siebie uwagę rodziców, tak kucharze zaczęli pragnąć gwiazdek Michelin. Skończył się spokojny biznes, a zaczęła zabawa w "popatrzcie na mnie, jestem najlepszy". Kucharze przestali gotować dla irytujących przeciętniaków, a zaczęli tworzyć dla niewidzialnych, tajnych inspektorów kulinarnych i inwestować w restauracje, które miały za zadanie przyciągnięcie Mamy i Papy Michelin, a co za tym idzie, zaczęli się zamartwiać jak kulinarnym faworytem pozostać na zawsze.

Przewodnik Michelin wykreował też nowy typ klienta: jedzeniowego trainspottera, człowieka z bezproduktywną obsesją , któremu nie wystarczy wyjście do restauracji z przyjaciółmi, nie, on musi odhaczyć kolejne"kulturalne okienko" co daje mu później żałosny powód do przechwałek w towarzystwie.

I tak restauracje , które mogą się pochwalić gwiazdkami Michelin zaczęły wyglądać i "smakować" prawie identycznie: natrętna i groteskowo czołobitna obsługa, obszerne karty, rozwlekłe i pretensjonalne nazwy potraw, niezrozumiałe dla przysłowiowego Kowalskiego. Wyciszone pomieszczenia, atmosfera niemalże religijna, a samo jedzenie na tyle skomplikowane, że łatwo o utratę apetytu. Do tego dochodzą, oczywiście, niedorzeczne ceny. Michelin pomógł wyikrzyć się restauracjom, które , choć zainspirowane regionalnym dziedzictwem i lokalnymi produktami, wyrosły tak naprawdę z bezgranicznej próżności kucharzy.

Jako Francuz przewodnik Michelin od zawsze był w centrum przeróżnych teorii spiskowych dotyczących alokacji gwiazdek, liczby inspektorów i tychże inspektorów wątpliwej „jakości”. Michelin ewoluował z wędrującego po krainie jedzenia Kandyda do pełzającego Richelieu, obsesyjnego i sekretnego manipulatora.

Trzygwiazdkowe jedzenie jest drogie, to wszyscy wiemy, ale to nic w porównaniu z kosztami jakie towarzyszą corocznemu opracowaniu przewodnika i jego wersji regionalnych. Sam Michelin siedzi cichutko i nie przyznaje się do tego ilu zatrudnia inspektorów, ile im płaci, jak często muszą oni odwiedzać daną restaurację (twierdzą, że co najmniej raz w roku), czy jakie inspektorzy mają po drodze wydatki , ale możemy sobie to bez problemu wyobrazić. Przewodnik Michelin to bardzo drogi biznes. Od czasu do czasu zdarza się, że jakiś zbłąkany były inspektor sprzeda swoją historię . Dowiadujemy się wtedy o wykańczającym życiu w ciągłej podróży kiedy to przyjemność wynikająca z jedzenia zamienia się w bezwzględny i samotny cech. Czasem świat obiegnie plotka, że do niektórych restauracji inspektorzy w ogóle nie zaglądają. Po prostu.

Ale mimo tego wszystkiego ta czerwona książeczka obecna jest w wielu krajach. I choć jej wydawcy twierdzą , że kryteria przewodnika są uniwersalne, tak naprawdę to frankofilski , nadęty i maksymalnie snobistyczny biznes, a jedzenie przezeń promowane w rzeczywistości mało zróżnicowane.

Weźmy na przykład Włochy . Kraj ten, słynący z prostej, smacznej, niemal doskonałej kuchni, ma absurdalnie mało 3- gwiazdkowych restauracji. Wieść niesie , że powodem są niedociągnięcia w dziale złożoności i prezentacji jedzenia, standard, który odbiega od standardu wyznaczonego przez Michelin (czytaj: standardu francuskiego), a cudownie bogate i zróżnicowane curry Indii najwyraźniej konfundują inspektorów. Miasto, które posiada najwięcej gwiazdek to Tokyo, ale większość tokijskich michelinowskich restauracji to maleństwa z kilkoma krzesłami, które korzystają z galijskiej miłości do sosów i przerzucania noży. W Londynie i Nowym Jorku przewodnik wydaje się zupełnie zapominać o tym jak i co jedzą normalni ludzie, hmmmm, ludzie w ogóle, nagradzając opasłe, konserwatywne i pretensjonalne miejsca, które używają niesłychanie drogich ingrediencji po to tylko, żeby zadowolić wymagania wypomadowanych plutokratów i ich oniemiałe, wypożyczone na jeden wieczór, partnerki.

Przewodnik nowojorski słynie z lizusostwa . Zamienił on suche informacje jakie są założeniem Michelin na krótkie elaboraty, które nic wspólnego nie mają z bestronnością, np: „Zaprzysiężeni smakosze, zdobywszy wreszcie porządaną rezerwację, próbują uspookić delirium swojej radości. Wszyscy i wszystko tutaj to jeden wielki hołd złożony tej niezwykłej restauracji... Uni z galaretką na bazie oliwy truflowej i briosza wyrażają ubolewanie, że mamy tylko 3 gwiazdki do sprezentowania”. To już nie jest recenzja, to niemalże dowód na podkarmione darmową kolacją kumoterstwo.

Ten potwornie żenujący patos poddaje w wątpliwość bezstronność i profesjonalizm michelinowskich inspektorów. Anonimowość, którą za wszelką cenę przewodnik próbuje zachować jako dowód bezstronności, to także smutna kryjówka wszelkiej maści hobbystów i amatorów. Internet sprawił, że pod przykrywką anonimowości znajdujemy troli i obsesyjnych prześladowców; dlatego więc nie ufamy temu co sekretne, bo nie leży to w naszym interesie. To nie przypadek, że ponad 100-letnie dziedzictwo Michelin to nie tylko wychudzony, niegościnny francuski stół, ale także legion mszczących się „przymiotnikowych ćpunów” zamieszkujących nie nadające się do czytania internetowe blogi; zastępy frajerów fotografujących swoje lunche i używających jedzenia jako sypialnianej metafory uczuć. Michelin, niestety, nadal trzyma aspirujących kucharzy za gardła. Niewielu ośmieli się publicznie krytykować przewodnik chociaż prywatnie będą oni ubolewali nad bardzo ograniczonym jego zasięgiem, snobizmem i kumoterstwem.

Jeden z "gwiazdkowych kucharzy" poskarżył mi się, że przeraża go zbliżająca się doroczna publikacja przewodnika nie dlatego, że może on stracić swój michelinowski status ,ale dlatego , że czeka go miesiąc restauracji wypełnionej po brzegi gośćmi o ponurych twarzach, którzy czekają tylko na to, żeby sobie ponarzekać na zupę, że za słona. Michelin stworzył całe zastępy nędznych smakoszy, ludzi, których bardziej interesuje jak obsłużony jest restauracyjny parking niż biesiadowanie. Szkoda, bo to właśnie uroki biesiady decydowały o tym kto znaleźć się powinien w przewodniku z 1900 roku.

(autor A.A.Gill, Vanity Fair / listopad 2012, przekład na potrzeby Creative Magazine - Magdalena Milhoux )

Punkt widzenia wyrażony w powyższym artykule jest punktem widzenia jego autora i niekoniecznie odzwierciedla poglądy redakcji.

Ciekawostki:

  • wg danych z 2012 roku najwięcej 3-gwiazkowych restauracji na świecie posiada Japonia (32), następnie Francja (25) i Niemcy (10)
  • w tym roku pierwszą michelinowską gwiazdkę dla Polski zdobyła warszawska restauracja Atelier Amaro ( Wojciech Modest Amaro )
  • autor powyższego felietonu – Adrian Anthony Gill, to brytyjski krytyk i pisarz; pisze dla The Sunday Times i Vanity Fair; jego artykułom bardzo często towarzyszą kontrowersje
  • wydanie przewodnika Michelin z 2012 roku to w sumie 45 tys adresów
  • we Francji doroczna publikacja przewodnika wzbudza w mediach sensację nie mniejszą niż ceremonia wręczenia Oscarów; wszyscy spekulują kto dostanie 3 gwiazdki, a w TV obejrzeć można debaty na temat możliwych kandydatów do wyróżnienia Michelin
Komentarze
Jeśli jesteś człowiekiem to przesuń suwak w prawo
  PRODUKT TYGODNIA  
produkt tygodnia
  PORADY  
Kwasy w pielęgnacji zimowej - które wybrać i jak ...

Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...

Pogotowie kosmetyczne - regeneracja skóry zimą

Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...

Wyjątkowe zestawy prezentowe na każdą kieszeń - podaruj ...

Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...

  POPULARNE  
"50 twarzy Greya" - film: kto zagra główne role?
10 najmodniejszych stylizacji męskiego zarostu na 2016 rok
Nowe oblicze Greya - Recenzja
10 najdroższych perfum świata