Jeśli macie dwie lewe nogi czyli mówiąc bardziej szczegółowo, taniec nie jest waszą mocną stroną, to ten film nie zrobi na was większego wrażenia. Jeśli wielbicie ów rodzaj sztuki akrobacji i bliskości, będzie podobnie. Dlaczego? Bo taniec jest tu jedynie pretekstem do opowiedzenia historii o podążaniu za głosem serca.
Lata 2006-2009 były okresem wielkiego tanecznego boomu na świecie, a to za sprawą kinowej serii "Step Up - Taniec Zmysłów", która nie wiedzieć czemu, nawróciła pół globu na "wyginanie śmiało ciała". Nie dziwi więc fakt, że również polscy producenci telewizyjni postanowili znaleźć odpowiedź na taki stan rzeczy, dzieląc się z widzami gwiazdami tańczącymi zarówno na parkiecie, jak i na lodzie. Dodajmy do tego jeszcze rozmaite projekty dedykowane lansowaniu młodych adeptów sztuki łączenia kroków oraz imprezy, na których ładne panie i przystojni panowie nauczali tłumy, jak poruszać się w rytm "Macareny".
Brakowało tylko jednego - polskiego odpowiednika wcześniej wspomnianego "Step Up...". Napisano więc scenariusz, zaangażowano interesującą obsadę aktorską i nakręcono całość, po czym rozreklamowano owe dzieło jako "pierwszy polski film taneczny z porywającą choreografią oraz oprawą muzyczną". Wyśmienicie! Fabuła jest dosyć prosta - mamy dwa światy, w których żyją pozornie odmienne od siebie osoby czyli Hania i Wojtek. Ona jest poukładaną początkującą dziennikarką, narzeczoną sztywnego mentalnie dentysty, która pewnego dnia (za sprawą zlecenia zawodowego) dowiaduje się, że jej ojcem jest słynny tancerz. By zbliżyć się do niego, postanawia nauczyć się tańczyć, a jej partnerem na parkiecie zostaje właśnie Wojtek - chłopak rozdarty pomiędzy rodzinnym budowlanym interesem a pasją, którą pragnie zamienić w życie. Uporządkowana egzystencja głównej bohaterki zmienia się totalnie, co rzecz jasna owocuje nowym uczuciem (domyślacie się pewnie z kim).
Wszystko jest stworzone według klasycznego schematu nowoczesnego romansidła, co niestety ułatwia przewidzenie zakończenia. Ona ma faceta (nie jest z nim szczęśliwa), on jest zbuntowany i pragnie spełnić swoje marzenia, ją to kręci, po czym w symbiozie dusz i ciał odnajdują nowy początek. Inaczej jest natomiast w przypadku tła, które stanowi taniec. Choć nie należę do znawców tematu, to muszę przyznać, że popisy tancerzy z programów stworzonych przez stację na 3 litery były na najwyższym poziomie. Chwilami jednak miałem wrażenie, że przybierają one postać bloku reklamowego owego kanału telewizyjnego i jego widowisk.
Powiem szczerze - nic mnie specjalnie nie zaskoczyło, ale też nie zawiodło, gdyż wiedziałem, na co się pisze. Duży plus za grę dla Jacka Komana, który wcielił się w rolę Jana Kettlera, ojca głównej bohaterki. O aktorach pierwszoplanowych nie będę rozprawiać, bo mimo tego, co ujrzałem na ekranie, mam do nich spory szacunek.
Kilka słów na koniec - mając do wyboru "Kochaj i tańcz" oraz "Dirty Dancing", postawiłbym na klasykę z 1987 roku.
Elvis Strzelecki
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...