Dodaj zdjęcie do galerii

ABY MÓC DODAĆ ZDJĘCIE DO NASZEJ GALERII MUSISZ BYĆ ZALOGOWANY.

JIMMY CHOO Flash

„The Show Must Go On”

W swojej piosence „Paparazzi” Lady Gaga śpiewa:

„I'm your biggest fan.
I'll follow you until you love me.
Papa, Paparazzi.
Baby there's no other superstar,
You know that I'll be.
Papa, Paparazzi.”

Tych słów na pewno nie można odnieść do najnowszego zapachu Jimmy Choo. W teledysku do wspomnianej wyżej piosenki, widzimy błysk fleszy, tłum fotoreporterów, nagłówki gazet i rzeszę wielbicieli. Wkraczamy do innej rzeczywistości. Do świata luksusu, przepychu i bogactwa. Do krainy gdzie żądzą sława i pieniądze. Do innej bajki.

Być może Jimmy Choo chciał nam to przybliżyć i podarować namiastkę tego luksusu? Umilić szare, nudne życie i swoim zapachem Flash wprowadzić odrobinę koloru, sprawiając, że każda kobieta będzie mogła poczuć się niczym gwiazda na czerwonym dywanie? Może sądził, że parę kropel perfum podziała jak czarodziejska różdżka i umożliwi przemianę z Kopciuszka w Królewnę? Niestety, przeliczył swoje możliwości.

Projektowanie butów wychodzi mu znacznie lepiej. Christine Nagel – twórca zapachu tym razem nie popisała się. Zamiast przebłysku geniuszu, eksplozji zachwytu i olśnienia, jest rozczarowanie. Syntetyczne kwiaty z chemiczną nutą ukształtowaną na podobieństwo owoców. A wszystko w słodkiej polewie. Zero naturalności i wyrazu. Lilia nie odurza, jaśmin nie wwierca się w nos charakterystycznym, wyrazistym aromatem, truskawka jest zniekształcona i nawet tuberoza straciła swoją wyjątkową moc.

Kompozycja jest płaska, nijaka, odarta z emocji i pozbawiona charakteru. Ale cóż... Pozostając w muzycznych klimatach, możemy zgodzić się z zespołem Queen, w końcu „Show must go on” - kusząca modelka na plakacie, chwytliwa nazwa i ładny, choć odrobinę kiczowaty flakonik, tyle wystarczy by perfumy pojawiły się na rynku. A fakt, że kompozycja zapachowa pozostawia wiele do życzenia i jest wypłukana z jakichkolwiek zalet, jest po prostu nieistotny.