Ciąża i pierwsze chwile z niemowlakiem w domu z pewnością można nazwać czasem magicznym. I o ile termin ten używany jest w znaczeniu metaforycznym, podkreślając wyjątkowość i niezwykły charakter tego okresu, są ludzie, którzy traktują go dosłownie. Niebezpiecznie dosłownie. O cóż chodzi? O przesądy i zabobony! Jako wielką ich sceptyczkę i niedowiarka, nieustannie zadziwiało mnie, gdy będąc w błogosławionym stanie, dane mi było wysłuchiwać przedziwnych ostrzeżeń i nakazów. Niektóre z nich wywoływały mój gromki śmiech i złość nawiedzonego rozmówcy. Inne z kolei złościły mnie, kiedy zwolennik czerwonych kokardek postanowił sprowadzić złą matkę (czyli mnie, rzecz jasna) na dobrą drogę i ukradkiem przyczepiał do wózka kawałek brudnej, lecz oczywiście czerwonej niczym moja twarz w danym momencie, wstążki.
Zanim jednak dojdę do momentu, kiedy osławiona, czerwona wstążka jest dziecku bardziej potrzebna, niż butelka mleka, z przyjemnością powspominam okres ciąży, równie obfity we wierzenia rozbawiające nieco trzeźwiej myślące ciężarne.
Zacznijmy od niezwykle przyjemnej czynności, jakiej błogo oddaje się niemalże każda kobieta, której szczęśliwie na różowym kawałku plastiku ukazały się dwie czerwony krechy. Mowa oczywiście o zakupach . Czy jest coś przyjemniejszego dla przyszłej mamy, niż kupowanie miniaturowych śpioszków, maleńkich skarpeteczek i przepięknego wózka? Zapewne niewiele jest takich rzeczy. Rusza wręcz sobie taka szczęściara do dziecinnego sklepu, przegląda butelki, smoczki, łóżeczka. Dotyka, wącha, a rodzaj koronki na pościeli dzieciątka przyjemnie spędza jej sen z powiek. Jest bosko. I tu nagle – stop! Nasza ciężarna spotyka na swej drodze kogoś, kto boleśnie uświadamia jej, że kupując małe cuda i mniejsze cudeńka , właściwie robi wszystko, aby się trzycentymetrowego póki co szczęścia pozbawić.
Przecież wszyscy wiedzą, że kupowanie ubranek przed którymś tam tygodniem (czterdziestym drugim zapewne) grozi poronieniem! Tak, moje drogie! Możecie być pewne, że jeśli kiedyś dotknęło Was nieszczęście poronienia, to nie dlatego, że Wasz organizm wykrył ciężką wadę płodu. Nie też dlatego, że fizycznie coś poszło nie tak, o nie. Mogłyście poronić, ponieważ odważyłyście się spędzić godzinę na Allegro, przeglądając bogatą ofertę głębokich wózków. A już na pewno tak było, jeżeli wręcz byłyście na tyle niemądre, by KUPIĆ parę błękitnych skarpetek. Przecież to takie oczywiste – kupując, patrzyłyście na skarpeteczki. Sygnał z oczu dziko pokonał drogę z mózgu do macicy, która zbuntowała się i stwierdziła, że zrobi Wam na złość. Następnym razem przemyślcie swoje zachowanie i idźcie, z gołym noworodkiem, kuśtykając po porodzie, kupić śpioszki.
Kolejną absurdalną rzeczą, która niestety uprzykrza życie kobietom z wielkimi brzuchami jest arcyciekawy mit mówiący, że kobieta w ciąży nie może uczestniczyć w chrzcie świętym innego dziecka jako matka chrzestna, ponieważ… odbiera temu dziecku szczęście. O ile jestem w stanie wytłumaczyć sobie powstanie poprzedniego przesądu, tutaj nie potrafię okazać takiego zrozumienia. I nie wiem, co dziwi mnie bardziej – czy fakt, że jest to przesąd tak często we współczesnym świecie praktykowany, czy ślepota katolików na bijący wręcz po oczach konflikt tego zabobonu z wiarą katolicką ( a przecież chodzi o chrzest w tej właśnie wierze!). Ale cóż, ja się mogę dziwić, ale prawda jest taka, że przecież dziecko w łonie dziko i złowieszczo chichocze na samą myśl, że odbierze życiowe szczęście koledze w białym beciku.
A teraz trochę śmieszniej, po przecież i taką stronę mają ciążowo – dziecięce przesądy. Jednym z moich ulubionych zabobonów jest ten mówiący o tym, że kobieta w ciąży absolutnie nie powinna patrzeć na osoby o rudych włosach, ponieważ… jej dziecko też może się takie urodzić. Uśmiech pojawia się mojej twarzy, kiedy pomyślę o desperacji kobiety, która to wymyśliła. Zapewne zrobiła to w panicznym strachu, na sali poporodowej, kiedy okazało się, że jej dziecko ma rudy kolor włosów – jako jedyne w rodzinie. Trochę rozumiem wielką wyobraźnię wynikającą z obawy przed wydaniem się zdrady. Ale to, że przesąd ten się przyjął – leży poza granicami mego zrozumienia. Być może mąż tej kobiety po prostu bardzo mocno ją kochał, a miłość ci wszystko wybaczy i… we wszystko uwierzy.
Kiedy sama leżałam na oddziale poporodowym, również myślałam o włosach mojego dziecka. Z tą jednak różnicą, że nie mogłam wyjść z zachwytu nad tym, jak bujna i ciemna jest czupryna mego pierworodnego. Gdyby wierzyć w kolejny niegroźny przesąd, przez poprzednie dziewięć miesięcy okropna zgaga powinna obrzydzać mi wyjątkowość błogosławionego stanu. Tymczasem, do tej pory nie wiem, czym tak naprawdę jest zgaga. Po prostu jeszcze nigdy jej nie miałam. Domyślam się jednak, co powoduje tę dolegliwość u kobiet ciężarnych głęboko wierzących w ten przesąd – to ich dzieci ze śmiechu wierzgają nogami, kiedy leżą już główką na dole. No, bo przecież nie łaskoczą przełyków swoich mam włosami, a tylko takie wyjaśnienie tego wierzenia przychodzi mi do głowy.
Zabawna, aczkolwiek trochę brutalna dla kobiet w ciąży jest też zasłyszana przeze mnie wróżba. Mówi ona o tym, że ciężarna w ostatnich dniach błogosławionego stanu powinna położyć się na podłodze, aby inni mogli poznać płeć jej nienarodzonego dziecka. I tak, jeśli nieszczęsna, wstając, podeprze się lewą ręką, urodzi chłopca i analogicznie, prawa ręka oznacza dziewczynkę. Dlaczego nieszczęsna? Ponieważ najwyraźniej nikt nie wziął pod uwagę faktu, jak trudno jest biedaczce z wielkim brzuchem wstawać z podłogi. Ciekawostką pozostaje też fakt, co się dzieje, kiedy w brzuchu siedzą bliźnięta różnej płci…
Zakładając jednak, że nasza ciężarna wstaje z podłogi i dociera na porodówkę, co ją czeka po przybyciu do domu? Otóż szał czerwonych kokardek. Według powszechnej opinii (i przyznać muszę, że ta powszechność mnie drażni), czerwona wstążeczka, przyczepiona przy wezgłowiu dziecięcego wózka, chroni maleństwo przed zauroczeniem. Co owo zauroczenie tak naprawdę znaczy – tego nie potrafił mi do tej pory wytłumaczyć nikt. Natomiast jeszcze bardziej ciekawi mnie, dlaczego osoby wierzące w ten zabobon ozdabiają w czerwień jedynie wózek? Na ich miejscu powtykałabym czerwone wstążeczki w całym domu, ba! Rodziłabym w czerwonych majtkach, aby uchronić dziecko przed ewentualnym zachwytem (czyli zauroczeniem) położnych. Niech ma pociecha dobry start w życiu.
W pewnym sensie rozumiem proces powstawania zabobonów i przesądów. Lubimy wierzyć, ze mamy kontrolę nad naszym losem i że nasze działania, choć przypadkowe, wykonywane w konkretnych sytuacjach, przypadkowe być przestają. I nawet nie przeszkadzają mi te wierzenia, jeśli tylko ludzie w nie wierzący nie ingerują w moje życie. Sama jednocześnie nie głoszę tej dziwnej magii ciążowo – dziecięcej i zapytana o zdanie, prędzej powiem: „Słuchaj, może wstrzymaj się z kupowaniem ubranek do choć 20 tygodnia. Gdyby coś poszło nie tak, patrzenie na nie sprawi Ci ogromny ból”. Jak widać, wierzę w proste rzeczy – zdrowy rozsądek i po prostu… szczerość.
Karolina Wojtaś
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...