Dodaj zdjęcie do galerii

ABY MÓC DODAĆ ZDJĘCIE DO NASZEJ GALERII MUSISZ BYĆ ZALOGOWANY.

Integrine, Hydra Thelia Intolerance vs. Sampar, Ultra Hydrating Fluid

Nie lubię recenzować próbek kosmetyków – ich opakowania są zwykle zbyt małe by dobrze poznać działanie specyfiku. Zdarzają się jednak wyjątki, które ocenić można już po kilku pierwszych użyciach. I te przedstawione poniżej właśnie do nich się zaliczają :) Postanowiłam porównać działanie dwóch mocno nawilżających kremów z górnej półki – Integrine, Hydra Thelia Intolerance oraz Sampar, Ultra Hydrting Fluid. Tym bardziej że to rodacy – obie marki wywodzą się z Francji :)          

Próbki z reguły zamknięte są w poręcznych zakręcanych tubach, i tutaj jest dokładnie tak samo. Utrzymane w podobnej, delikatnie różowej kolorystyce, różnią się jedynie pojemnością. Pełnowymiarowe opakowania z kolei niewiele mają z sobą wspólnego. Krem Sampar zamknięto w ultra wygodnym i przede wszystkim niezwykle higienicznym flakonie z pompką, dzięki czemu do minimum ograniczamy wstęp do środka nieproszonym gościom (bakterie). Integrine w pełnowymiarowej wersji z kolei wygląda identycznie jak miniaturka. Nie do końca fortunne rozwiązanie, gdyby choć zakończony był klapką a nie zwykłą zakrętką...          

Jeśli chodzi o zapach zdecydowanie prowadzi Hydra Thelia :) Ma w sobie delikatne, ciepłe nuty i lekko pudrowy aromat. Całość dopełnia coś ulotnego, co przywodzi na myśl wyrafinowane perfumy. Zapach nie jest jednak duszący, nie zwala z nóg – i o to chodzi, dzięki temu aplikacja to czysta przyjemność. Skóry trzyma się jeszcze dłuższą chwilę po nałożeniu. Z kolei zapach Hydratng Fluid nie do końca mi odpowiada, żeby nie napisać że wręcz drażni... To połączenie aromatu różanego z mocno chlorowaną wodą, taką bryza z basenu. Na szczęście nie jest trwały, znika wraz z zakończeniem aplikacji.          

Konsystencja, czyli sprawa niezwykle istotna. Choć oba produkty mają za zadanie dogłębnie nawilżyć skórę, ich formuła znacznie się różni. Sampar jest lekki jak piórko, świetnie prowadzi się po skórze i błyskawicznie w nią wnika. Przez moment tworzy delikatnie wyczuwalną warstewkę, która znika w kilka chwil, pozostawiając twarz rozświetloną ale nie błyszczącą. Z kolei Integrine ma bogatszą formułę, która jest niezwykle aksamitna i bajecznie gładka. I ona dobrze się wchłania, delikatnie napinając skórę i dając jej natychmiastową ulgę.          

A jak z działaniem? Oba kremy świetnie sprawdzają się pod makijaż, dobrze współgrają z podkładem. Na noc wydają się ciut za lekkie – gdy ja odpoczywam moja skóra się regeneruje, zdecydowanie stawiam zatem na coś bardziej odżywczego. Świetnie nawilżają, nawet skórę zmęczoną klimatyzacją/wiatrem/suchym powietrzem. Do tego robią to błyskawicznie, efekty widoczne są już po kilku użyciach. Cera odzyskuje gładkość i elastyczność. Jednak i tutaj na prowadzenie wysuwa się faworyt – Hydra Thelia. Jego rywal sprawił mi bowiem niemiłą niespodziankę – zamiast zapobiegać podrażnieniom  właśnie mi je zafundował... Przesuszył mi skórę na policzkach i wywołał swędzące zaczerwienienia. Choć krótkotrwałe, były jednak irytujące, tym bardziej że lubią wracać. Nie pojawiają się po każdej aplikacji, nie mam zatem pojęcia skąd się biorą. Nie lubię jednak ryzykować jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, dlatego pomimo sporej ilości zalet nie skuszę się na pewno na pełnowymiarowe opakowanie... Co innego jeśli chodzi o Integrine – podpowiem Mikołajowi co chciałabym znaleźć pod choinką ;)          

Agnieszka Wysocka