Ile masz kompleksów…?

Powstają różnie. Czasem na skutek czyjegoś niewinnego żartu część ciała staje się znienawidzona. Innym razem od zawsze wiemy, że jakaś część nas nie jest tak ładna, jak u innych. Ale bywa też tak, że powstają ni z gruszki ni z pietruszki – i choć nie mają żadnego przełożenia na rzeczywistość, skutecznie depczą nasza samoocenę. Kompleksy, bo o nich mowa, znane są każdej z nas. Jeśli są pewną naszą małą „wadą”, którą akceptujemy bądź przeszkadza nam tylko czasami – w porządku, da się z tym żyć. Czasem jednak kompleks potrafi skutecznie zburzyć poczucie wartości – opowiadają o tym dwie dziewczyny, dla których stwierdzenie: „Lubię siebie” jest co najmniej abstrakcyjne.

PATRYCJA (lat. 26)
Jedno słowo – „waga”. A właściwie nadwaga, idiotycznie nazwana puszystością. Kiedyś ktoś wyśmiał tę puszystość, twierdząc, że puszysty to jest króliczek, a ludzie z nadwagą to zwykłe grubasy. Czy zabolało? Nie, bo zawsze się z tym zgadzałam – puszysty może być koc, pod którym chcę się schować przed światem ze swoim wielkim ciałem. „Puszyste” to miłe i przyjemne w dotyku, a nie miękkie jak ciasto drożdżowe, z tonami cellulitu i wylewające się ze spodni. Nigdy nie czułam się puszysta – odkąd jednak pamiętam, zawsze czułam się… tak, obleśna to dobre słowo. Nie tylko ze względu na ciało, ale też psychikę – kiedy widziałam, że moja przyjaciółka wygląda w dżinsach jak Miss Świata, miałam nadzieję, że chociaż dotknie ją inne nieszczęście. Nic wielkiego, ot, zwolnią ją z pracy i już nie będzie taka śliczna i radosna. Podłe, co?

Niektórzy ludzie nie mają bladego pojęcia, co przechodzimy, za to komentowanie nadwagi innych przychodzi im z lekkością dłubania w nosie. Rzucić idiotyczny tekst, zapomnieć, zniszczyć komuś życie, albo chociaż jego tydzień. Jednak myli się ten, kto myśli, że to obraźliwe słowa są najbardziej raniące. Nie – najbardziej bolesne są spojrzenia innych, gdy jem. Najgorsze – gdy jem coś słodkiego. Zeszłego lata poszłyśmy z koleżanką do parku. Cudowny skwar, śmiech dzieci, żyć, nie umierać. Jej syn zapragnął lodów. Kolejka na trzy kilometry – ale czekamy. Obraźliwe spojrzenia (tak, spojrzeniem można komuś powiedzieć: „Jak ci nie wstyd, ty świnio”) czułam na sobie przez całe 20 minut stania w tej kolejce. Co jeszcze przede wszystkim mówią te spojrzenia? „No tak, zobacz, taka tłusta, ale lody to pierwsza”. „Nic dziwnego, że tyle waży, by sobie tego loda odmówiła”. Dzisiaj, po wielu godzinach terapii, kupiłabym tego loda i po prostu go zjadła. Wtedy czułam się, jakby mnie przyłapano na czymś okropnym – od razu po zakupieniu loda ostentacyjnie zaczęłam wołać malca, by oddać mu smakołyk. Sama też wcześniej planowałam się tak uszczęśliwić, ale gula w gardle jakoś zniechęcała do jedzenia.

Co boli mnie najbardziej? Brak wyrozumiałości. Jesteśmy wyrozumiali dla siebie – zawsze. Rzucam trzydziesty raz papierosy? Eee tam, od jutra, dziś jeszcze zapalę. Kieliszek wina wieczorem? Nie zaszkodzi, to nic, że obiecałam sobie, ze w tygodniu nie piję. Kochamy sprawiać sobie małe przyjemności i jesteśmy mistrzami w usprawiedliwianiu się, a często także negowaniu widocznego nałogu. Różnica jest tylko taka, że ten nałóg można ukryć, przynajmniej częściowo. 110 kilogramów żywej wagi – nie bardzo. Nie będę się zasłaniać problemami hormonalnymi, bo ich nie mam. Nie przytyłam w ciąży 60 kilogramów i nie mam cukrzycy. Po prostu uwielbiam sprawiać sobie małe, słodkie przyjemności. Nie palę, nie piję, ale kocham słodycze. Szkoda, że muszę się z tego zawsze tłumaczyć i żyć z piętnem bycia gorszą niż inni nałogowcy.

KAMILA (lat 32)
Kiedy miałam około 12 lat, usłyszałam od koleżanki mojej mamy – „Jezu, jaki ona ma duży nos, biedna”. Od tamtej pory rozpoczął się inny etap w moim życiu – śmiało mogę to powiedzieć. By było śmieszniej, przed tamtym, głupio rzuconym tekstem, nawet nie przyszło mi do głowy, że z moim nosem jest coś nie tak. Po prostu nos jak nos i tyle.

Pierwszą moją reakcją, jak przystało na dorastającą pannę, było, po powrocie do domu, staranne obejrzenie „wielkiej” części ciała. Oglądałam z każdej strony i faktycznie – odkryłam, że jest ogromny. Na dowód, zrobiłam sobie mnóstwo zdjęć. Na każdym mój nos wydawał się większy. I to był koniec mojej normalnej samooceny. Dopiero dzisiaj widzę, co się ze mną działo. Mając około 16 lat, straciłam zapewne kilka szans na poznanie całkiem fajnych chłopaków. Dlaczego? Otóż każde ich spojrzenia w moją stronę (nie mówiąc już o wpatrywaniu się) odbierałam jako zdumienie moim dziwacznym wyglądem. Takie zainteresowanie czymś niezwykłym. O ile sytuacja pozwalała, natychmiast wychodziłam.

Pamiętam sytuację z pociągu. Siedziałam w przedziale z chłopakiem, który się we mnie wpatrywał z dziwnym uśmiechem. Zamiast odwzajemnić uśmiech, z sekundy na sekundę pąsowiałam, w końcu, ze łzami w oczach spytałam: „Lepiej ci? Napatrzyłeś się?!” i wyszłam. Idiotyczne, prawda? Nie pomagały zapewnienia moich rodziców, że problem jest nieistniejący, bo nos jest normalny. Co więcej, często dochodziło między nami do konfliktów – kilka razy wspomniałam o operacji plastycznej, na co ojciec reagował wściekłością. On nie wiedział, o co mi chodzi, ja nie rozumiałam, dlaczego jest taki nieczuły, uważałam, że mnie nie kocha. To wszystko przez jeden, głupi tekst zupełnie obcej mi kobiety.

Ostatecznie, pięć lat temu trafiłam do chirurga plastycznego. Chyba znalazłam dobre miejsce, bo przed wizytą musiałam porozmawiać z ich psychologiem. I nie, nie stał się nagle cud pt. „Psycholog kilkoma słowami wyjaśnił mi, że mam kochać siebie, a mój nos jest w sumie fajny”. Kobieta wysłała mnie do swojej koleżanki po fachu, gdzie dopiero po kilku spotkaniach (w tym sesjach fotograficznych mojego nosa) zrozumiałam, że wyglądam cudownie zwyczajnie, a przyczyną tylu zrujnowanych dni był nie nos-gigant, a nierozważne, głupie rzucenie jednego zdania na chłonne pole samooceny nastolatki.

KOMPLEKS – WYMUSKANE DZIEŁO INNYCH LUDZI
Te dwie historie, a także wiele innych, nieopowiedzianych, łączy jedno – kompleksy bohaterek nie wynikają z własnych obserwacji i samoistnej niechęci do siebie. Nie ma ludzi idealnych, każdy z nas ma coś, czego nie lubi, lecz nie niszczy to automatycznie naszego życia. Jednak jeśli dopuścimy do głosu innych i zaczniemy wierzyć w to, co mówią – droga do znienawidzenia siebie jest jakby łatwiejsza. Warto o tym pamiętać nie tylko wtedy, gdy walczymy o siebie, ale też – kiedy stoimy w kolejce po lody tuż za kimś, kto ma nadwagę.

Karolina Wojtaś

Komentarze
Jeśli jesteś człowiekiem to przesuń suwak w prawo
  PRODUKT TYGODNIA  
produkt tygodnia
  PORADY  
Kwasy w pielęgnacji zimowej - które wybrać i jak ...

Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...

Pogotowie kosmetyczne - regeneracja skóry zimą

Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...

Wyjątkowe zestawy prezentowe na każdą kieszeń - podaruj ...

Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...

  POPULARNE  
"50 twarzy Greya" - film: kto zagra główne role?
10 najmodniejszych stylizacji męskiego zarostu na 2016 rok
Nowe oblicze Greya - Recenzja
10 najdroższych perfum świata