„Dahlia Noir: historia pewnego morderstwa...”
Dahlia Noir to przydomek nadany przez prasę brutalnie zamordowanej kobiecie. Kim była? Nazywała się Elizabeth Short. Prawdopodobnie była prostytutką, ale przede wszystkim była ofiarą. Jej rozczłonkowane ciało zostało pozbawione krwi, a usta rozcięto w kącikach, tym samym nadając jej twarzy groteskowego uśmiechu. Śledztwo umorzono, a sprawcy nigdy nie odnaleziono. Dlaczego akurat taki pseudonim? Ponieważ słynęła z zamiłowania do czerni, a przed śmiercią widywana była w czarnym kostiumie, poza tym wpinała dalię we włosy, a w tamtym okresie na ekranach kin wyświetlano „Błękitną Dalię” - film opowiadający historię niewiernej żony, zamordowanej przez męża. Ludzie doszukali się powiązań i stąd makabryczna zbrodnia, zajęła trwałe miejsce w amerykańskiej kulturze masowej, a z Elizabeth Short uczyniono „obiekt” wręcz legendarny.
Dahlia Noir to również kwiat. Bezwonna roślina otoczona ciemnymi barwami. Wytwór fantazji zrodzony w wyobraźni Riccardo Tisci, dyrektora kreatywnego domu mody Givenchy. To perfumy przeznaczone dla kobiety tajemniczej, pewnej siebie i niezwykłej. Czy nazwa jest zainspirowana tragicznymi losami Elizabeth? Czy jej postać miała wpływ na utkanie otoczki medialnej wokół zapachu? Podobno nie. Trzeba jednak przyznać, że skojarzenie jest jednoznaczne...
Dodatkowo do zakupu zachęca nas modelka w czarnej, zwiewnej sukni, a spot reklamowy jest utrzymany w mrocznym, intrygującym klimacie. A zapach? Występuje w dwóch wersjach: woda perfumowana - intensywniejsza i bardziej zmysłowa, oraz woda toaletowa - kompozycja znacznie lżejsza. Zapach jest pudrowy, odurzający syntetycznym aromatem kwiatowym, przyzwoity, subtelny, a zarazem rozczarowujący zbyt krótką nutą drzewną. Ponadto szybko gaśnie i zamiast na dobre zadomowić się na skórze, zachwycić ujmująca bazą, po prostu znika. Nie prowokuje, nie zwraca uwagi, wbrew obietnicom nie jest w żadnym wypadku „noir”, nie ujawnia ciemnej strony, nie ma mrocznego oblicza, tylko serwuje kobiecość w romantycznym, dobrze znanym, powszechnie utartym, grzecznym wydaniu.
Podobno „na cudzym nieszczęściu, swojego szczęścia zbudować się nie da”, coś w tym jest, bo nowy zapach Givenchy choć ładny, to o szybsze bicie serca nie przyprawia. Mimo nawiązania do „Czarnej Dalii” nie wzbudza kontrowersji, nie bije rekordów popularności i nie jest szczytowym osiągnięciem w dziedzinie perfumiarstwa. A szkoda. Może gdyby był bardziej dopracowany, może gdyby kompozycja została bardziej dopieszczona, to zapach zwalałby z nóg? Może wtedy zniknąłby niesmak i delektując się poszczególnymi nutami zapachowymi dałoby się nie myśleć o tragedii w tle...
Niestety, tego się nie dowiemy. Perfumy trafiły na póki sklepowe, zgrzyt pozostał, a dramatyczne tło przebija się na pierwszy plan pozostawiając kompozycje zapachową daleko w tyle.
Aneta WieczorekKwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...