Facet z jajami

Jesienny wieczór. Siedzę w zaciszu sypialni, otulona kocem popijam malinową herbatę i czytam kolejną książkę, o romantycznej miłości rzecz jasna. Nic tak nie odpręża, nic tak nie pozwala zapomnieć o jesiennej szarudze jak historie o wielkich uczuciach, okraszone obrazami czułych i namiętnych gestów bliskości.

Czytam więc książkę, zadowolona, zrelaksowana, gdy nagle wpada do sypialni mój syn. Spogląda na mnie, spogląda na książkę, a potem szepcze: Mamo, co to znaczy, że mężczyzna „ma jaja”? Moje matczyne zdziwienie sięgnęło zenitu. W sumie byłam przygotowana na to, że z ust mojego syna usłyszę pytania różnego pokroju. Tak przynajmniej mówiły poradniki nt. wychowywania dzieci. Szkoda jednak, że w żadnym z nich nie było rozdziału czy nawet akapitu o tym, jak wytłumaczyć dziecku, czym objawia się bycie „facetem z jajami”.

Pomyślałam, że nie poddam się tak łatwo, gdy nagle do sypialni wkroczył mąż. Dumnie dzierżył w dłoni kuchenną ścierkę i drewnianą łyżkę. To była pora, gdy szykował rodzinną kolację. Syn spojrzał dumnie na męża i raz jeszcze powtórzył pytanie. Mąż, ostoja stoickiego spokoju, szybko, migusiem odparł: „Nad czym ty się synek zastanawiasz. Spójrz na mnie i już będziesz wiedział, co znaczy być facetem…no, być prawdziwym facetem. Ale lepiej nie trać czasu na rozmyślania, tylko chodź do kuchni. Pomożesz mi przy szykowaniu kolacji”…

Po chwili wyszli, ramię w ramię, moi mężczyźni, a ja zostałam sama… ze swoimi myślami, które zaczęły krążyć wokół mojego na wskroś męskiego męża i sytuacji, gdy naprawdę wykazał, że „ma jaja”.

Kilka tygodni temu, w drodze do pracy, moje doświadczone i dojrzałe auto zaczęło strajkować. Na najruchliwszej ulicy zaczęło odmawiać współpracy. Jechałam przekonana, że lada chwila stanie mi na środku skrzyżowania. Jednak kobieca siła przetrwania nie pozwoliła mi się poddać. Szczęśliwie dojechałam, zaparkowałam, a potem puściłam tyradę obelg na nasze auto w słuchawkę telefonu. Mąż cierpliwie wysłuchał, a potem rzekł, jak zwykle opanowany: „Nie martw się. Wróć pieszo lub autobusem, rano go odbierzemy. Pojadę z tobą, a jak zgaśnie, to go popchnę.”

Tak, prawo jazdy w naszej rodzinie mam tylko ja. Mąż pełni rolę pilota i pielęgniarza naszej rodzinnej, motoryzacyjnej dumy. Myje, odkurza, tankuje, jakąś śrubkę dokręci, a ja jeżdżę. Wróćmy jednak do tego finału akcji. Uspokojona głosem męża, który w kilka sekund potrafi ukoić moją strapioną duszę i przywrócić wiarę w pomyślne rozwiązanie trudnej sytuacji, postanowiłam, że się nie poddam. Po pracy niczym bohater swojego samochodu wsiadłam i ruszyłam. Auto nie zastrajkowało, a szczęśliwie dojechało pod blok. Następnego dnia obudził mnie zapach kawy i głos męża: „Czas wstawać. Wypijemy kawę i pojedziemy do mechanika”. Gdy ja sączyłam „małą czarną” i zastanawiałam się, co dolega naszemu poczciwemu Scenicowi, mąż rozwieszał pranie. Dzieci, nakarmione, ubrane, bawiły się w swoim pokoju… nastał jednak czas realizacji mężowskich planów.

Wsiedliśmy do auta, mąż z uśmiechem spojrzał na mnie i szepnął konspiracyjnie: „Damy radę, damy radę. O nic się nie martw”. Po kilkunastu minutach jazdy byliśmy na miejscu. Po ekspresowej wymianie jakiegoś czujnika, wróciliśmy. Maszerując po schodach wiodących do naszego mieszkania, ukochany stwierdził, że ta przygoda też nieco go zdenerwowała, więc najlepiej, jak pójdzie do marketu na literę „B”, zrobi porządne zakupy, a potem coś ugotuje. Coś specjalnego, bo przecież mamy co świętować. Auto naprawione, ja zadowolona, a przecież to początek naszego weekendu.

Gdy on krzątał się w kuchni w towarzystwie dzieci, które z dumą asystowały mu przy przygotowywaniu jarzynowej sałatki, ja zasiadłam do porządkowania rachunków. Sortując bankowe formularze, przysłuchiwałam się rozmowie męża z naszymi pociechami. - Bardzo szybko synku naprawili. Taki malutki czujnik był zepsuty. Nasz mechanik w kilkanaście minut go wymienił - opowiadał mąż. - Tatuś, a nie bałeś się, że samochód stanie, jak jechaliście?- dopytywał syn. - Oczywiście, że nie. Przecież byłem z mamą. To twarda babka i nawet strajkujące auto jej nie wystraszy- odparł mąż. Uśmiechnęłam się. To nie była do końca prawda. Nie byłam twardą babką. Może czasem starałam się nią być, ale nie zawsze mi to wychodziło. W trudnych chwilach krzyczałam, czasem też i płakałam. Małe przeszkody postrzegałam jak nadchodzący koniec świata. Gdyby nie on…No właśnie. Gdyby nie mój mąż, spokojny, opanowany, pełen zrozumienia. To on kilkoma słowami potrafił sprowadzić mnie na ziemię, przedstawić świat w jaśniejszych barwach. To jego głos, jego ciepłe spojrzenie sprawiało, że odzyskiwałam optymizm i wiarę.

Mój mąż. Kocha gotować, sprzątać, robić zakupy. Wielką przyjemność sprawia mu czas spędzony z dziećmi. Razem chodzą do sklepu, wieszają pranie, szykują kolacje. Rozmawiają. O szkole, o kolegach, o ludziach, o życiu. Podziwiam go za jego cierpliwość i troskę. Potrafi córce zapleść warkocz, syna przekonać do składania swoich koszulek. Czy jest „facetem z jajami”?

Antośka

Komentarze
Jeśli jesteś człowiekiem to przesuń suwak w prawo
  PRODUKT TYGODNIA  
produkt tygodnia
  PORADY  
Kwasy w pielęgnacji zimowej - które wybrać i jak ...

Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...

Pogotowie kosmetyczne - regeneracja skóry zimą

Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...

Wyjątkowe zestawy prezentowe na każdą kieszeń - podaruj ...

Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...

  POPULARNE  
"50 twarzy Greya" - film: kto zagra główne role?
10 najmodniejszych stylizacji męskiego zarostu na 2016 rok
Nowe oblicze Greya - Recenzja
10 najdroższych perfum świata