Bezimienny driver (Ryan Gosling) pracuje jako kaskader i mechanik samochodowy. Jego domeną są, jak nietrudno się domyślić, samochody. Swoją pasję realizuje jednak w jeszcze inny, dość nietypowy sposób - nocami robi za kierowcę gangsterów. Nie bierze udziału w samej akcji, nie interesuje go też w czym właściwie rzecz. Jest dla nich przez 5 minut - ani chwili przed, ani chwili po - wtedy muszą radzić sobie sami. Potrzeba adrenaliny czy kuriozalnie pojmowane pomagierstwo? Może to i to. I jeszcze bycie real hero - ale to zarezerwowane jest już tylko dla jednej osoby.
Irene (Carey Mulligan) jest uroczą sąsiadką driver`a, która samotnie wychowuje synka (mężuś wolny czas spędza w więzieniu). Między driverem i Irene rodzi się, naturalnie, uczucie, którego rozkwit przerywa pan mąż i jego zawikłane sprawy, w które driver (bez)interesownie się angażuje. Po jaką cholerę? Nie wiadomo.
W ogóle mało wiadomo. Nie wiadomo, kim driver do końca jest, skąd się wziął, czy i jaką ma właściwie przeszłość, co skłoniło go do podjęcia takiej, a nie innej pracy, w jakim celu to wszystko i do czego zmierza. Nie wiadomo co driver myśli, bo mówi niewiele, co czuje, bo emocje na twarzy pojawiają mu się dość rzadko i tylko w obecności Irene. No nic tak naprawdę nie wiadomo.
Czy to wkurza? Trochę. Ale nie tak bardzo, gdy się zrozumie, że driver po prostu taki jest - nieco tajemniczy, ale w gruncie rzeczy świadomy swoich potrzeb i oczekiwań, nieco może zbyt spokojny, wręcz anemiczny, ale to tylko pomaga drzemiącej w nim mocy herosa nie rozlać się lawą na biednych potrzebujących złych. Do czasu jednak.
W driverze siedzi kawał drania, bezlitosnego i żądnego krwi. Właśnie dzięki takiej konstrukcji głównego bohatera ``Drive`` nie jest zwykłym filmem akcji. Bo że akcji jest dużo i że jest szybko, i że jest krew, i że jest bez litości, to jasne. Tyle że to wszystko jest jakby przepłukane w chłodzie i opanowaniu drivera, a to sprawia, że cała akcja zamiast buchać w nas gorącym oddechem raczej delikatnie podszczypuje i muska, zostawiając tylko wrażenie dotyku czegoś mocnego, czegoś dziwnego, co z jednej strony szokuje, z drugiej intryguje, przyciąga, nie pozwala odejść. Nie driver, nie Irene, nie Gosling i nie Mulligan, ale właśnie ten klimat pełnej finezji akcji działa na widza jak magnes.
Odejść nie pozwala też muzyka (autorstwa Cliffa Martineza), która już niemal dorobiła się w sieci miana jednego z najlepszych soundtracków tego roku. Podkręca napięcie i świetnie dopełnia zabawy. A najsmaczniejsze są dźwięki otwierające ("Night call" Kavinsky & Lovefoxxx) i zamykające ("Real hero" College feat. Electric Youth) film. Ależ to wpada w ucho!
Aktorstwa specjalnie oceniać nie ma po co. Mulligan jest raczej bezpłciowa, Gosling dostał po prostu dobrze napisaną rolę (postać pochodzi zresztą z powieści Jamesa Sallisa o tym samym tytule), którą dobrze zagrał, a o pozytywną krytykę raczej martwić się nie powinien, jako że ten rok był dla niego wyjątkowo płodny. Jest jeszcze Albert Brooks, który w ogóle nie przykuł mojej uwagi, za to otrzymał świeżutką nominację do Złotego Globa za rolę drugoplanową. Nie jestem przekonana, naprawdę. Uwagę moją bardziej zaprząta reżyser ``Drive`` – Refn. Jest Duńczykiem, a kino w wydaniu skandynawskim jest zawsze czymś świeżym, czymś trochę zdystansowanym, ale bardzo wyważonym.
Czy polecam?
Nie wszystkim. Raczej jedynie tym, którzy są gotowi wraz z Refnem łamać konwencje i mieć z tego parę nowych doznań, do których jeszcze przez jakiś czas po seansie nie będę przekonani.
Aneta Starosta
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...