Tim (Domhnall Gleeson) jest w "tych sprawach" typowym nieudacznikiem. Niby wszystko z nim w porządku - jest inteligentny, ogarnięty, z dobrego (choć trochę - jak sam twierdzi - dziwnego) domu, ostatecznie też nawet nie najbrzydszy - a tu z miłością jakoś mu nie po drodze. Wszystko zmienia się, gdy ojciec (Bill Nighy) przekazuje mu rodzinną tajemnicę: otóż mężczyźni w ich rodzinie potrafią podróżować w czasie. Tim postanawia wykorzystać ten sposób na zdobycie wymarzonej dziewczyny.
Nie dajcie się zmylić, to wcale nie jest komedia romantyczna. Czasem to nawet ani komedia, ani romans, a poważny melodramat, w którym do głosu dochodzą tak trudne kwestie jak samotność, toksyczna miłość czy śmierć, a łzy niekoniecznie są oznaką radosnego wzruszenia. Ta ucieczka od schematu jest największym atutem filmu. Curtis konsekwentnie unika klisz, z prostej historii wydobywa bardzo niejednoznaczne perełki, które chce się oglądać i o których chce się też później myśleć. Oczywiście, to wciąż film o miłości - pewne rozwiązania są tu nieuniknione, niektóre mogą się nawet nie podobać lub nużyć, ale nie można reżyserowi (i scenarzyście w jednej osobie) odmówić intuicji i wyczucia widza, którego nie tylko nie prowadzi za rękę, ale i umie z nim współpracować. To trochę tak jakby twórca spełniał nasze oczekiwania, których sami nie umiemy do końca określić i które bywają dla nas zaskoczeniem. Jednocześnie pozostawia sobie spory margines swobody i przede wszystkim nie wpada w pułapkę własnego pomysłu, który mógł - oj, bardzo mógł - zatrzasnąć go w żelazne dyby konsekwencji. Pojęcia nie mam, czy wiecie, co próbuję przekazać, ale dokładnie tak to wygląda.
Film jest więc ładny. Ciepły, przyjemny, nie nazbyt lukrowany, taki w sam raz. Humor i tragizm są tu bardzo przyzwoicie wypośrodkowane, bohaterowie starannie nakreśleni (nawet ci drugoplanowi), akcja dość wartka, nie ma tu nawet - jeśli oczywiście przyjmiemy nieco fantastyczną perspektywę fabularną - aż tak wielu niedorzeczności. Zaskakująco dużo tu mądrych fraz, które kumulują się w całkiem przemyślany, konsekwentnie zresztą podawany w mniejszych porcjach w toku akcji, przekaz. Nic odkrywczego, nad czym należałoby się zachwycać, ale wystarczająco miłe, by wyjść z kina z uśmiechem na twarzy. Szczególnie, że niewiele może to wrażenie zepsuć: główny bohater jest tak poczciwy, że nie sposób go nie polubić, Rachel McAdams świetnie przecież odnajduje się w romantycznych odsłonach, a Bill Nighy to klasa sama w sobie - nie ma przyjemniejszego od obserwowania tu jego swobodnej gry.
Polecam!
Aneta Starosta
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...