„No wiesz, jacy faceci są”… „i tak go nie zrozumiesz”… „mężczyźni już tak mają” – za każdym razem, kiedy słyszę te pseudo-wyjaśnienia, uśmiecham się. Zastanawiam się wtedy, czy to mężczyźni są tacy sprytni, czy ich „spryt” podany jest na tacy przez płeć piękną, skutecznie, aczkolwiek zapewne nieświadomie, utrudniającą sobie życie. I skąd wzięły się te wyjaśnienia, czyniące z naszych, przez nas poznanych, wybranych i kochanych mężczyzn, istoty, których niby nie sposób zrozumieć (choć fakt niezrozumienia jest powszechnie rozumiany przez inne kobiety).
Wskutek tych rozmyślań przychodzi mi na myśl kilka pomysłów, dlaczego to robimy z naszych facetów… idiotów, a oni, z czystego wygodnictwa nie wyprowadzają nas z błędu. Pozostaje tylko pytanie, kto w takim układzie rzeczywiście idiot(k)ą jest. Weźmy dla przykładu zwykle nielubianą czynność, jaką jest sprzątanie. Wiadomo, ludzie różnią się pod względem do niego podejścia – to, co dla których jest bałaganem, dla niektórych jest artystycznym nieładem, tworzącym ciepły, przytulny klimat i w dodatku ułatwiającym znajdowanie szukanych rzeczy. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że te różnice wynikają z płci, czyli mamy cały świat pełen wielbiących porządek, biegających wiecznie ze ściereczką kobiet i mężczyzn potykających się o opakowanie po spaghetti na wynos, zakupione tydzień wcześniej.
Ten stereotyp powstał zapewne dlatego, że kobiety po prostu częściej zajmują się domem, więc sprzątanie należy do ich obowiązków. A czy mężczyźni nie robiliby tego lepiej, gdyby było odwrotnie? Tego nie wie nikt. Ale wróćmy do sedna. Zwykle mąż, czy współcześnie często występujący partner (swoją drogą, jak dla mnie partnera to można mieć raczej w policji, ale to temat na inny felieton) słyszy, że ma układać po sobie rzeczy, no już weźmy te biedne, brudne skarpetki. Jako, że świeża upieczona żona obiecuje sobie być inną niż wszystkie i nie robić tak przecież typowych awantur, z początku skarpety te bez szemrania wrzuca do kosza. Problem pojawia się, kiedy żoną jest już trochę dłużej, śmierdzące skarpety drażnią ją z odległości kilometra i na skutek wszelakich rad typu: „Męża trzeba sobie wychować”, zaczyna to robić. Czyli co? Czyli foch!
Nasz mąż nie bardzo rozumie, dlaczego niby ma się zmienić. I to jest akurat całkiem zrozumiałe, ponieważ nikt z nas nie lubi przyzwyczajać się do gorszej sytuacji, a ta niewątpliwie do nich należy. Skarpety więc leżą, jak leżały, żona jest zła, a gdy jeszcze nie daj Panie usłyszy: „Ale Ty marudzisz, taka typowa baba..!”, pies pogrzebany, obraza majestatu do końca życia. A gdyby tak zrobić inaczej?
Od początku te skarpety zostawić. Niech śmierdzą (można wyjść), niech leżą, skamieniałe, choćby i miesiąc. A wraz z nimi cała reszta innych. Zamiast marudzić – nie dotykać. Kiedyś skarpety się skończą i nasz mężczyzna nie dość, że będzie musiał je odnieść, to jeszcze, ponosząc karę za nasze straty moralne, czeka go prawdziwe wyzwanie wstawienia prania! Wydaje się niemożliwe, co? No bo jak to tak… przecież aż kusi, by zrobić porządek, goście przyjdą, tak być nie może. No dobra, jak nie może, to inaczej – żegnaj skarpeto, fru do śmieci. Jednak, druga, trzecia, czwarta para. Awantury? A niech sobie pokrzyczy flejtuch jeden, ważne, że piątą parę odniesie do kosza. A, że tak zrobi, mogę się założyć.
Kolejną kością niezgody jest przybycie do domu nowego członka rodziny. I wybaczcie drogie moje, ale nie jestem w stanie pojąć, jak można tak łatwo nabrać się na tekst: „Nie umiem tego zrobić”. Mój mąż kiedyś tego spróbował, kiedy nasz synek smrodem, od którego falowało powietrze, sygnalizował, że czas na nową pieluchę. I ja wtedy usłyszałam, że „przecież ja go nie przewinę, on płacze/wierzga się/ucieka”. I wyobraziłam sobie wtedy następującą sytuację. Mam akurat zajęcia weekendowe na uczelni. Mąż zostaje z synem, który takową bombę w portkach zostawia. I co? No nic, przecież nie zostawiłby swojego ukochanego potomka na pastwę żrącej kupki, która po czterech godzinach zostawiłaby na cudnej pupci ślad w postaci okropnych odparzeń. Jakoś by go przewinął, może krzywo, może długo by to trwało, ale by to zrobił.
Dla potwierdzenia przedstawiłam sytuację mężowi, który chcąc, nie chcąc, musiał potwierdzić, po czym najzwyczajniej w świecie ruszył po pieluchę i chusteczki. Ja udałam się do wanny. Co robią moje koleżanki? Z wściekłością biorą tego pampersa, dziecko, przewijają, rzucając oskarżycielskie teksty w stronę męża (oglądającego wiadomości). Ten zaś słysząc „Bo ty zawsze, bo ty nigdy”, nie przejmuje się wcale. Przecież kupi jutro czekoladę i będzie dobrze. Ale wyjdźmy już z tego domu, a dokładniej „pozwólmy” wyjść temu facetowi. Chce taki obejrzeć sobie mecz z kumplami bądź spotkać się z nimi na piwie.
Pozornie zwyczajna rzecz i nie wiedzieć czemu małżonki tak bardzo tych wyjść nie lubią. Ja cieszę się, kiedy mój mąż wychodzi, o ile robi to w granicach rozsądku, powiedzmy raz, dwa razy tygodniowo. Całkowicie go rozumiem, że chce porozmawiać o rzeczach typowych dla męskiego świata. Przecież słysząc o dyszach, śrubkach i silniku zanudziłabym się na śmierć. I niech spojrzy nawet na jakąś dziewczynę w kusej sukience, w końcu od patrzenia żadna krzywda się nikomu nie stała. A ja nie będę ani dzwonić, ani sprawdzać. Bo nie o to chodzi, by króliczka złapać, lecz, by go gonić. Gdybym dzwoniła, prosiła o powrót, sprawdzała, które to piwo, a na końcu jeszcze walnęła kazanie – rany, komu chciałoby się wracać? A tak, dzwoni ten mój nie do końca trzeźwy facet i pyta mnie, dlaczego inne kobiety dzwonią po mężów, a ja nie i czy już go nie kocham. Rozczulające…
To on dzwoni, bo on jest zaintrygowany, co takiego robię. A ja? Po prostu, też wychodzę i też się dobrze bawię. Jeśli nie mogę, to następny wieczór jest mój, z koleżankami i winem. Bez fochów, bez kazań, trzeba sobie nawzajem dać trochę oddechu, by za sobą zatęsknić. Uciekaj króliczku, uciekaj.
Podsumowując, myślę, że mężczyźni nie są „tacy”. Są normalni, a dopiero my, traktując ich jak niedorozwojów, niepotrafiących po sobie posprzątać, zaopiekować się dzieckiem i opanować się na męskim wypadzie, czynimy z nich niezrozumiałych. A wystarczy trochę się zastanowić i wbrew temu, co robią tłumy kobiet, iść na przekór. Gdy przestaniemy traktować mężczyzn jak dziwolągów, obrażać się i awanturować, a przy tym robić wszystko za nich (!), staną się dużo bardziej zrozumiali. I zwyczajnie… fajni.
Karolina Wojtaś
Kwasy to temat, który powraca z ogromnym echem jesienią i pozostaje z nami zazwyczaj przez całą zimę. Ta pora roku pozwala odrobinę zaszaleć ze składnikami ...
Zima to wyjątkowo trudny okres dla skóry, szczególnie tej wrażliwej, nadreaktywnej, czy suchej. Mróz, zmiany temperatury, wiatr i suche powietrze w pomieszczeniach ...
Mikołajki tuż tuż, został miesiąc do świąt więc to idealny moment, aby pomyśleć o prezentach na Gwiazdkę. Nie warto zostawiać tego na ostatnią chwilę i w ...